Komunikaty Kurii Metropolitalnej Szczecińsko-Kamieńskiej!!!!

„W piątek, 16 października br., przypada szósta rocznica śmierci Księdza Arcybiskupa Mariana Przykuckiego, pierwszego Metropolity Szczecińsko- Kamieńskiego. W tym dniu, w Bazylice Archikatedralnej o godz. 18.00, odbędzie się Msza Święta w intencji Śp. Ks. Abp. Mariana Przykuckiego, której przewodniczyć będzie Ksiądz Biskup Henryk Wejman. Zapraszamy wszystkich do wspólnej modlitwy.”

„Dnia 15 października będzie obchodzony w Polsce XII Dzień Dziecka Utraconego. W związku z tym zapraszamy wszystkich przeżywających żałobę po stracie dziecka, na wspólne nabożeństwo różańcowe, które odbędzie się w tym dniu na Cmentarzu Centralnym, przy Pomniku Dziecka Utraconego (kwatera 80f, blisko wejścia od ul. Wierzbowej) o godz. 16.00 (dla osób chętnych będzie możliwość przejścia pod pomnik o godz. 15.30 spod bramy cmentarnej nr 3 przy szkołach salezjańskich). Po nabożeństwie zapraszamy na Mszę Świętą, która zostanie odprawiona w kościele pw. Świętej Rodziny, przy ul. Królowej Korony Polskiej o godz. 18.00.”


ONZ narzędziem w rękach Boga?

Czy ONZ może być narzędziem w rękach Boga? Dlaczego nie! Jako instytucja świecka ONZ nie podziela kościelnej wizji świata i człowieka we wszystkich punktach. Jednak wśród nich odnaleźć można wiele elementów wspólnych.

 

Wiara w dobroć i Bożą obecność w każdym człowieku nieustannie zachęca Franciszka do dialogu ze światem. Tak było i tym razem. Jakie znaczenie ma to dla nas?
Kilka dni temu Franciszek jako piąty w historii papież wystąpił przed Zgromadzeniem Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych. Spotkał się z liderami największej światowej organizacji, działającej na rzecz rozwoju sprawiedliwości oraz pokoju. Dodać należy, że choć w wielu punktach współczesny system wartości ONZ spotyka się z wartościami chrześcijańskimi, to w wielu też reprezentuje odmienną optykę.

 

Spotkanie to miało zatem wartość samą w sobie. Papież dotknął bowiem tych elementów, które są wspólne zarówno dla ONZ, jak i dla Kościoła. Przedstawił zarys pozytywnego programu, w którego centrum stoi człowiek.
Do czego jednak słowa Franciszka, które padły w Nowym Jorku, mogą inspirować nas, mieszkańców Polski? Wydaje się, że w pierwszej kolejności do posiadania marzeń oraz wiary w sens zabiegania o dobro i sprawiedliwość w otaczającej nas rzeczywistości.

 

Przywołując dokumenty założycielskie ONZ, papież wskazał, że „sprawiedliwość jest niezbędnym wymogiem osiągnięcia ideału powszechnego braterstwa”. Raczej nie należy tutaj zarzucać Franciszkowi naiwnej wiary w pełną realizację ideałów życia społecznego. Mimo wszystko przywołał on ideał powszechnego braterstwa i zachęcił do kreatywnego zaangażowania na jego rzecz. Co mamy z tym zrobić?
W skali mikro – dotyczącej życia Polek oraz Polaków, dbających o dobro i bezpieczeństwo swoich rodzin, realizację marzeń, rozwój zawodowy, zatroskanych o edukację dzieci, etc. wydarzyć się może najwięcej. Wszelka sprawiedliwość oraz dobro odbywają się bowiem przede wszystkim na poziomie podstawowych relacji międzyludzkich.

 

Sprawiedliwość „powinna być budowana i realizowana przez każdego, przez każdą rodzinę, w jedności z innymi ludźmi oraz we właściwej relacji ze wszystkimi środowiskami, w których rozwija się ludzkie społeczeństwo – przyjaciół, wspólnot, wsi i gmin, szkół, przedsiębiorstw i związków zawodowych, prowincji”. Do tej litanii śmiało dodać można: partie polityczne, NGOsy, środowiska twórcze i biznesowe. Ktoś zapyta: czy to nie przesada?
Królestwo Boże nie jest jedynie grą słów albo metaforą. Bóg w jedynie sobie znany sposób dokonuje swojego dzieła tu i teraz. I chce byśmy z Nim współpracowali. Oczekuje od nas przede wszystkim czynów, a nie deklaracji. Czy powszechnym braterstwem nie będzie troska o relacje z rodzicami lub dziećmi, pomoc w zakupach schorowanemu sąsiadowi czy uprzejmość w autobusie? Warto także zadać sobie pytanie: jak ten ideał realizuje moja parafia czy wspólnota?
Skala makro dotyczy życia publicznego: na poziomie lokalnym (gmina, miasto) i krajowym. W znacznej mierze kwestia ta dotyczy pewnych rozwiązań strukturalnych (lub ich braku). I tutaj wystarczy odwołać się do wyzwania, jakie stawia nam czas obecny, a którym są uchodźcy oraz imigranci.

 

W Nowym Jorku z ust papieża padły takie słowa: „W wojnach i konfliktach płaczą, cierpią i umierają ludzie, nasi bracia i siostry, kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy, chłopcy i dziewczęta. Istoty ludzkie, które stają się materiałem odrzuconym, podczas gdy mnoży się jedynie problemy, strategie i dyskusje”.

 

Nadchodzi zima. Cierpienia tych ludzi będą nieubłaganie się wzmagać. Oby społeczni liderzy potrafili wznieść się ponad bieżącą politykę (kampania wyborcza) i – pozbywszy się lęków – zdecydowanie stanąć w obronie uchodźców i migrantów poprzez uruchomienie konkretnych mechanizmów solidarności.
Jednym z ważnych czynników w kreowaniu życia publicznego w Polsce jest także Kościół. Apel Franciszka – bezpośrednio inspirowany Ewangelią – o konkretne wyrazy solidarności z uchodźcami ciągle pozostaje w Polsce bez większego echa. Warto też zadać sobie pytanie: „A co zrobiła moja parafia, by pomóc jakiejś rodzinie prześladowanych chrześcijan z Bliskiego Wschodu?”
Reagowanie na czyjąś nędzę i biedę poprzez odgradzanie się murami jest nieludzkie. Jeżeli człowiek chce zostać uczciwy wobec siebie samego, to żadna retoryka nie zmieni oceny. W tym względzie mamy do czynienia z twardymi faktami.

 

Zadziwiające, że w świecie niesamowitych technologii i narzędzi, które co rusz zmieniają sposób życia i codziennego funkcjonowania współczesnego człowieka, nie ma woli, aby się nimi posłużyć w realizacji pokoju i sprawiedliwości. Dlaczego w jednej z najbogatszej części świata – jaką jest Europa – tych narzędzi nie wykorzystuje się np. w bezpiecznym i mądrym przyjęciu 200 tys. uchodźców?

 

Franciszek przytoczył słowa Pawła VI: „Prawdziwe niebezpieczeństwo to człowiek dysponujący coraz bardziej zaawansowanymi narzędziami, zdolnymi zarówno do zniszczenia, jak i do najwznioślejszych osiągnięć!”. Myśl ta pozostaje bardzo aktualna.
Papież odwoławszy się do wspólnej każdemu człowiekowi idei powszechnego braterstwa, ostatecznie skierował uwagę słuchaczy na istotę ludzkiego życia oraz zaangażowania w świecie. Wskazał, iż „pełny sens życia indywidualnego i zbiorowego znajduje się w bezinteresownej służbie dla innych oraz roztropnym i naznaczonym szacunkiem wykorzystaniu stworzenia dla dobra wspólnego.”

 

Niech ta prawda nie pozwala nam zadowalać się powierzchownością; niech inspiruje wszystkich ludzi dobrej woli do troski o człowieczeństwo. Ta troska czyni nas braćmi i siostrami niezależnie od wyznawanej konfesji czy światopoglądu.


Papież do szeryfa

Franciszek w Kongresie USA zwrócił się do uzbrojonego po zęby szeryfa (lub żołnierza). I co powiedział? Wezwał do równowagi. Po co? By walcząc z przemocą niszczącą w imię religii, ideologii czy ekonomii, jednocześnie nie niszczyć wolności.

 

„Naśladowanie nienawiści i przemocy tyranów oraz morderców jest najlepszą drogą do tego, by zająć ich miejsce”. To papież powiedział kongresmenom w twarz. Co prawda od razu dodał, że jako naród to odrzucają, ale te słowa padły, i to w ciekawym kontekście.

 

Mianowicie były one zwieńczeniem dyskursu o pokusach. Został on skonstruowany na zasadzie „crescendo”, wzrastania „ważności” czy lepiej – „groźności” poszczególnych pokus. Franciszek rozpoczął ten fragment swojego przemówienia w Kongresie USA od „oczywistej oczywistości”, wspominając o wielu okrucieństwach będących wynikiem religijnych i świeckich ekstremizmów. Wzywał do czujności wobec fundamentalizmów.

 

Potem jednak poruszył już mniej oczywiste struny. Pamiętajmy, że przemawiał do reprezentantów narodu, który jest często postrzegany jako światowy policjant i dysponuje budżetem wojskowym wielokrotnie przewyższającym chiński (nie wspominając nawet o rosyjskim).

 

Upraszczając: Franciszek zwrócił się do uzbrojonego po zęby szeryfa (lub żołnierza). I co powiedział? Wezwał do równowagi. Potrzeba delikatnej równowagi, jak się pełni taką funkcję, i to na skalę światową. Po co? By walcząc z przemocą niszczącą w imię religii, ideologii czy ekonomii (o takiej przemocy czytamy m.in. w „Laudato si”), jednocześnie nie niszczyć wolności religijnej, intelektualnej i indywidualnej (ciekawe, że to papież broni takich wolności).

 

Lecz Franciszek na tym nie kończy. Napięcie wzrasta. Jemu zależy na czymś jeszcze. Podkreśla, że chodzi o coś specjalnego. Mówi (do uzbrojonego kolosa) o pokusie prostego, czy może lepiej prostackiego, redukowania rzeczywistości tylko do dobra i zła albo dzielenia na sprawiedliwych i grzeszników. Do zrewidowania takiej wizji świata, spolaryzowanej, dzielącej ludzkość na dwa obozy, wzywają wciąż otwarte rany naszych braci i sióstr.

 

Jestem głęboko przekonany, że te słowa nieprzypadkowo padły w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Choć pewnie przydałyby się i u nas. Retoryka dobrego szeryfa i podłych bandytów wielokrotnie występowała w oficjalnej polityce USA, i to nie tylko republikańskiej. To wygodne uproszczenie otworzyło na naszym globie wiele ran, rozdmuchało płomienie konfliktów, które i nas „przypiekają”.

 

Papież nie skrytykował USA za to, że pilnują porządku na świecie. Ale wezwał do zrewidowania optyki, a więc i motywacji owego szeryfa. Takie prostackie dzielenie na nas dobrych i na ich złych to rodzaj fundamentalizmu, a więc kłamstwa pod pozorem wierności prawdzie.

 

W tym wypadku samych siebie widzimy w fałszywym świetle: „ja dobry szeryf!” I stajemy się wrogiem siebie samego, prawdy o własnej słabości i błędach. Nie mamy szans na poprawę. Dlatego papież dodał jeszcze, że ulegając pokusie niszczenia wroga zewnętrznego, sprawiamy, że nasz wewnętrzny wróg się umacnia.

 

„Naśladowanie nienawiści i przemocy tyranów oraz morderców jest najlepszą drogą do tego, by zająć ich miejsce”. To był finał skierowany, jak myślę, nie tylko do przedstawicieli narodu amerykańskiego, ale do każdego, kto chce się czuć bezpiecznie dzięki wchodzeniu w krąg wartości wyznawanych przez wuja Sama.

 

Dodam tu jeszcze komentowany fragment w oryginalnym brzmieniu, bo być może ktoś chciałby się nie zgodzić z moja interpretacją:

 

„All of us are quite aware of, and deeply worried by, the disturbing social and political situation of the world today.  Our world is increasingly a place of violent conflict, hatred and brutal atrocities, committed even in the name of God and of religion. We know that no religion is immune from forms of individual delusion or ideological extremism. This means that we must be especially attentive to every type of fundamentalism, whether religious or of any other kind. A delicate balance is required to combat violence perpetrated in the name of a religion, an ideology or an economic system, while also safeguarding religious freedom, intellectual freedom and individual freedoms. But there is another temptation which we must especially guard against: the simplistic reductionism which sees only good or evil; or, if you will, the righteous and sinners. The contemporary world, with its open wounds which affect so many of our brothers and sisters, demands that we confront every form of polarization which would divide it into these two camps.  We know that in the attempt to be freed of the enemy without, we can be tempted to feed the enemy within. To imitate the hatred and violence of tyrants and murderers is the best way to take their place. That is something which you, as a people, reject.”


Serdeczne podziękowania składam Sławomirowi i Jego ekipie (Andzi, Jej córkom i Elku) za renowacje Matki Bożej Załomskiej, która dziś na nowo została poświęcona w naszym Kościele w czasie Mszy św. dożynkowej. Z serca mówię BÓG ZAPŁAĆ.

KS. Darek i parafianie!!!!!!


Przypowieść o siewcy « Krzysztof OSUCH, SJ – Szukać i znajdować Boga we wszystkim

Przed najgorszym chroni rozum

Żyjemy w takich czasach, w których – zanim wyruszymy w subtelne rejony życia duchowego – winniśmy ustrzec się najgorszego i nie dać zrobić z siebie … „drogi”. Bóg stwarzający nas na swój obraz i podobieństwo czyni nas glebą żyzną i otwartą na Jego Słowo. To wrogie demoniczne moce dwoją się i troją (im bliżej końca dziejów), by urodzajną glebę ludzkich dusz sprowadzić do poziomu palestyńskiej drogi z przypowieści… Wrogie człowiekowi zamysły Złego zakładają, że ludzie mają być konsekwentnie sprowadzani z zielonych pastwisk Bożego Objawienia, a kierowani na duchową pustynię!

  • Jak się obronić i przeciwstawić lucyferycznym wpływom, zwielokrotnianym przez media?
  • – Św. Paweł doradza Efezjanom, by w konfrontacji z podstępnymi zakusami demonów przyoblekali się w pełną zbroję Bożą: Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła (Ef 6, 11).
  • Bardzo ważnym elementem tejże zbroi Bożej jest właśnie słowo Boże: Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania (Ef 6, 17 n).
  • Rzeczywiście, w słowie Bożym znajdziemy wszystko, co ochroni nas przed atakami Złego, a jednocześnie da nam siłę do ewangelizacyjnej ofensywy i obrony godności ludów i narodów. Rzecz w tym, by to słowo przyjąć – w końcu – także wśród wszelakiej modlitwy i błagania.

By jednak ze słuchania słowa Bożego mogła zrodzić się w nas dialogiczna modlitwa i wielkie błagania zanoszone do Boga Ojca, to najpierw winniśmy przyłożyć do tego słowa – rozum. Tak, rozum! Ważność rozumu i rozumienia w odniesieniu do słowa Bożego akcentuje sam Jezus. W Mateuszowym (pełniejszym) objaśnieniu, co znaczy być jak droga, czytamy: Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze (Mt 13, 19).

Wyżej mówiliśmy o różnych zewnętrznych wpływach i oddziaływaniach, które by tak rzec robią z nas ubitą drogę. My różnorako możemy na te wpływy otwierać się lub zamykać; możemy współdziałać z nimi lub się im zdecydowanie przeciwstawiać. To jasne. Ale Pan Jezus uwrażliwia nas na to jeszcze,

  • żebyśmy mianowicie zechcieli używać rozumu w odniesieniu do słowa o królestwie. Skoro Jezus tak mówi, to naprawdę do Jego słów o królestwie Bożym należy przyłożyć rozum.
  • W słowie Bożym jest bowiem tyle wspaniałych „rzeczy”, które należy (warto) pojąc i objąć najpierw rozumem, a następnie sercem, czyli całym sobą.

Zachodzi tu pewna analogia ze światem materii. Nigdy nie doszlibyśmy do skonstruowania samochodów, komputerów i tylu pożytecznych urządzeń, gdyby ludzie nie przykładali rozumu do poznania i zgłębienia różnych fragmentów materialnej rzeczywistości… Podobnie jest z „narodzeniem się z Ducha”, z żywą wiarą, z religią, z intensywnym życiem duchowym. Tu też potrzebny jest rozum, który wnika w słowa Bożego Objawienia i zachwyca się Boskim Logosem, Boskim Sensem.

  • Sfera religii, wiary, pogodnego istnienia i zaangażowania w czynienie dobra (w służbę) – nie rozwinie się na zasadzie niewiadomego pochodzenia uniesień, emocji i improwizacji.
  • Nikt też nie stanie się święty i doskonały, jeśli nie „przyłoży” rozumu do Boga, Jego wielkich dzieł i Jego Objawienia w historii. Bóg mówi do nas z Miłością, ale także „z sensem”, i chce być rozumiany oraz kochany.
  • Oczywiście, rozum winien z wielkim respektem zatrzymać się na progu wielkiej Tajemnicy Boga, ale ma wpierw do wykonania wielką pracę – właśnie rozumienia tego, co słyszą uszy, co widzą oczy, czego dotykają ręce i co wypełnia wyobraźnię oraz pamięć, gdy naprzeciwko nas staje Wcielony Boży Syn (por. 1 J 1, 1).

Wszystkie ludzkie działania – rozumu i inne – są oczywiście poprzedzone łaską. Nawet one same są łaską, darem Boga. Ale i od nas zależy, na ile użyjemy rozumu, by słowa o królestwie Bożym zostały przez nas zrozumiane i w ten sposób zakorzeniły się w nas, wiążąc nas z Bogiem w trwałym Przymierzu ufnej wiary i miłości. […]