Jak zostać dobrą teściową? Pięć zasad

Idealne teściowe i synowe nie istnieją to wszystkiego można się nauczyć, a wzajemne wspieranie się młodych małżonków procentuje udanym związkiem i dobrymi układami z rodzicami.

Stałam w długim „ogonku” do kasy w sieciowym markecie z koszykiem pełnym produktów niezbędnych na wakacyjne wojaże i bezmyślnie wpatrywałam się w plecy stojącej przede mną dziewczyny. Elegancka, szczupła, z telefonem przy uchu – taka typowa dwudziestoparolatka robiąca zakupy po pracy. Właściwie pewnie nie zwróciłaby mojej uwagi, gdyby nie fakt, że prowadzona przez nią półgłosem rozmowa dotknęła tematu, który mnie zainteresował i poruszył.

Nie mogę powiedzieć, że podsłuchiwałam, rozmowa była prowadzona w miejscu publicznym, a że stałam bezpośrednio za dziewczyną nie sposób było nie usłyszeć tego o czym mówiła. A młoda kobieta zwierzała się komuś bliskiemu z problemów, jakie ma z teściową. I tak, chcąc nie chcąc, stałam się świadkiem życiowych problemów powodujących powolny rozpad jej małżeństwa.

Teściowa z jej opowieści była typową zaborczą matką kochającą tak bardzo swojego syna, że aż niewidzącą destrukcji, którą wnosi w jego związek. Regularnie sprawdzała, co dziewczyna gotuje na obiad (wszelkie zamawiania pizzy czy chińszczyzny były ostro krytykowane). Ponieważ miała klucze do ich mieszkania, odwiedzała je bez zapowiedzi, kontrolując „ład i skład” w nim panujący. Wyciągała młodego męża na wspólne (ale bez żony) wypady na zakupy, motywując je stanem swego zdrowia i problemami z noszeniem ciężkich toreb, a na domiar złego insynuowała,że dziewczyna za dużo czasu poświęca pracy (jak zrozumiałam była pielęgniarką i pracowała na zmiany).

Wiem, że wysłuchałam tylko jednej strony, ale wszystko brzmiało tak szczerze, że zaczęłam się zastanawiać jaką teściową będę ja sama. Charakter mam niełatwy, lubię stawiać na swoim i mieć kontrolę nad każdą sytuacją. Szczęśliwie dla starszych synów (tych, którzy już przebąkują o planowanym małżeństwie) mam tyle problemów z młodszym potomstwem, że niewiele czasu zostaje mi na zajmowanie się problemami innych. Ale co będzie dalej?

Zaczęłam rozmyślać o swoich relacjach z teściową (trwają od 25 lat) i mogę powiedzieć,że są więcej niż poprawne – mieszkamy w domach oddalonych o 50 m, widujemy się codziennie, święta spędzamy razem. Czy zawsze tak było? Nie! Początkowo w naszych relacjach dominowała rywalizacja o względy tego najważniejszego mężczyzny ( jej syna, a mego męża), sytuację komplikowało nieustanne porównywanie co robimy inaczej i która lepiej, a także pewna zależność finansowa (mieszkaliśmy jako studenci w mieszkaniu opłacanym przez teściów).

Nie wiem, jak rozwinęłaby się sprawa, gdyby nie stanowisko mego męża. Po prostu, on uznał mnie za kobietę najważniejszą w swoim życiu i mama została nieco odstawiona na boczny tor (dzisiaj już wiem z własnego doświadczenia, że to fakt bolesny, ale możliwy do przeżycia). Okazało się, że to JA wiem lepiej, jak urządzić nasze – już samodzielne – mieszkanie, co ugotować na obiad czy też, że wyprasowanie przez niego koszuli nie jest hańbą. Moja teściowa powoli wycofała się ze swoich pozycji, ja poczułam się pewnie, urodziły się wnuki i życie pokazało,że można żyć blisko, z miłością, ale oddzielnie.

Stąd mój wniosek: mimo iż idealne teściowe i synowe nie istnieją, to wszystkiego można się nauczyć, a wzajemne wspieranie się młodych małżonków procentuje udanym związkiem i dobrymi układami z rodzicami.

A w moim dużym, czerwonym notesie z przepisami kulinarnymi po babci i mamie zapisałam:

  • nie wtrącaj się w decyzje młodego małżeństwa, nawet jeśli jesteś pewna,że wiesz jak rozwiązać ich problemy
  • nie odwiedzaj ich bez zaproszenia i sama nie zapraszaj zbyt często
  • wspomagaj finansowo tylko jeśli poproszą i tylko jeśli masz możliwości
  • nie dopytuj się o ich prywatne sprawy i decyzje
  • ZAJMIJ SIĘ SWOIMI SPRAWAMI

 

Piotr Żyłka

To nie są słowa jakiegoś antyklerykała ani publicysty zajadle atakującego Kościół. Napisał je katolicki biskup. Co więcej – polski biskup.

 

Nie często zdarza mi się czytać książki, które co chwila wzbudzałby we mnie skrajnie intensywne emocje – od złości na samego siebie i Kościół, po chęć natychmiastowego wdrażania w życie i dzielenia się tym, co przeczytałem.

 

Najgorzej jest wtedy, kiedy kult wygląda jak barokowa fasada. Profesor Tazbir właśnie w taki sposób opisywał polską pobożność. Twierdził, że ona jest jak barokowy kościół, w którym najważniejsza jest wyzłocona fasada. Ale spójrzcie na to od tyłu… Nie ma na co patrzeć. Tacy jesteśmy. To, co widoczne, wymierne, u nas jest zawsze wspaniałe. Ale od kuchni wychodzi masa dziadostwa. Poczytajcie Pamiętniki Paska. Ostatni rozdział jest o tym, jak Pasek przez kilka dni był nieprzytomny, co nazwał „chorobą z przepicia”. Tak się biedak schlał, że stracił przytomność na kilka dni. Kiedy się obudził – a była to wigilia któregoś ze świąt maryjnych – żona chciała mu dać zupę na maśle, a wtedy on się oburzył, że mu w dzień postu taką zupę daje. Post trzeba zachować! To, że się spił do nieprzytomności, to nie problem – tego nikt nie widzi, ale post trzeba zachować, bo to widzą wszyscy i co powiedzą? Taka jest polska pobożność.

 

To nie są słowa jakiegoś antyklerykała ani publicysty zajadle atakującego Kościół. Napisał je katolicki biskup. Co więcej – polski biskup. Nazywa się Grzegorz Ryś. W jego najnowszej książce „Wiara z lewej, prawej i Bożej strony” takich myśli jest mnóstwo. Nie znaczy to wcale, że jest to publikacja, w której biskup znęca się nad Kościołem w polskim wydaniu i tylko komuś dokopuje. Pada w niej wiele ostrych sformułowań, ale nie mają one na celu atakowania jakiegoś konkretnego środowiska. Są to po prostu bardzo radykalne (w znaczeniu ewangelicznym) komentarze do fragmentów Słowa Bożego.

 

Nie jest też tak, że w książce nie znajdziemy nic pozytywnego. Czytając kolejne rozdziały, odnosiłem wrażenie, że nieprzyjemna diagnoza naszej rzeczywistości, to środek, który ma nas doprowadzić do przyjęcia prawdy o nas samych, po to, żebyśmy mogli zrozumieć, gdzie są nasze problemy. Bez tego bolesnego etapu nie zrozumiemy przyczyn kryzysów Kościoła i nie doświadczymy Boga, który może nam pomóc z tego całego bagna wyjść.

 

„Wspólnota w Kościele jest nam zadana, my jej nie tworzymy, my musimy do niej dorastać. Skoro wiara jest osobistym spotkaniem z Bogiem, to po co nam Kościół? Ten Kościół, który jest pełen takich samych grzeszników jak ja sam? Nieważne, czy jesteś w samym środku Kościoła, czy też nie znajdujesz dla siebie miejsca nawet na jego obrzeżach. Dzięki tej książce spotkasz Jezusa i dotkniesz Kościoła. W tekstach biskupa Grzegorza Rysia rozpoznasz Kościół, który Cię boli, ale też Boga, który na każdy nasz ból ma lekarstwo. To nie jest hurraoptymizm, to obietnica: zrozum Chrystusa, by zrozumieć Jego Kościół. A wtedy znajdziesz w tej konkretnej wspólnocie miejsce dla siebie”. Notka od wydawcy zamieszczona na tylnej okładce nie jest tanim chwytem marketingowym. Ta książka czytana uważnie,  może pomóc w nawróceniu (czyli zmianie myślenia) wielu osobom.

 

Słowa biskupa Grzegorza Rysia powinny nas zaboleć. Ten ból jest potrzebny każdemu z nas. Kościelnym konserwatystom i liberałom, młodym i starszym, świeckim i duchownym. Bez ciągłego mierzenia się z naszą niewiarą w obietnice, które składa nam Bóg w swoim Słowie, nigdy nie doświadczymy odnowy Kościoła. „Wiara z lewej prawej i Bożej strony” jest doskonałym materiałem wyjściowym do codziennego otwierania się na nowo i zapraszania Ducha Świętego do naszych wspólnot oraz do budzenia często wątpiących (albo wręcz przeciwnie – zbytnio pewnych siebie i zatwardziałych) serc.


Dlaczego zdradziłem żonę?

Zwykle zdrada małżeńska nie jest czymś zaskakującym, lecz jest związana z całą historią jej życia. Zwykle też zaczyna się długo przed… zdradą! (fot. Corie Howell / flickr.com)

Małżeństwo po zdradzie jest nadal możliwe, ale potrzebna jest duża umiejętność przebaczenia i prawdziwe nawrócenie – twierdzi ksiądz Marek Dziewiecki.

Marta Jacukiewicz: Gdzie tkwi przyczyna zdrad małżeńskich?
ks. Marek Dziewiecki: Zachowania człowieka nie są przypadkowe. Zwykle z dużym prawdopodobieństwem da się przewidzieć reakcji innych ludzi, zwłaszcza osób dojrzałych i odpowiedzialnych. Zachowanie danej osoby wynika z jej dotychczasowego sposobu postępowania. Zwykle zdrada małżeńska nie jest czymś zaskakującym, lecz jest związana z całą historią jej życia. Zwykle też zaczyna się długo przed… zdradą! Typowy przykład to zdrada w małżeństwie, w którym ona i on współżyli ze sobą przed ślubem. Już wtedy dopuścili się przecież zdrady samych siebie i przyszłego małżonka – nawet jeśli się później pobrali. Dali sobie bowiem prawo do współżycia z kimś, z kim nie wiązała ich przysięga małżeńska. Ponadto w takiej sytuacji kobiecie będzie trudno weryfikować dojrzałość mężczyzny, z którym już współżyje. Ona z kolei przestaje go fascynować. Wiele – może większość – zdrad w małżeństwie zaczyna się od współżycia przed małżeństwem! Jeśli ktoś nie chce być zdradzany, to niech sam nie zdradza i niech nie doprowadza drugiej osoby do zdrady przez współżycie przed czy poza małżeństwem. Obowiązuje zasada: nie chcesz być zdradzany w małżeństwie, to nie współżyj nie tylko poza, ale też przed małżeństwem!
Zdarza się chyba jednak i tak, że dochodzi do zdrady małżeńskiej, mimo że obydwoje żyli przed ślubem w czystości?
Takie sytuacje też się zdarzają, ale są znacznie rzadsze niż zdrady w małżeństwach, w których ona i on – lub jedna ze stron – ma za sobą dramat współżycia przedmałżeńskiego. Kilka lat temu widziałem wyniki badań amerykańskich na temat wierności małżeńskiej. Okazało się, że małżonkowie, którzy współżyli ze sobą przed ślubem, dwa razy częściej dopuszczają się zdrady małżeńskiej niż ci, którzy przeżyli narzeczeństwo w czystości. To nie są jedyne badania w tym względzie. Takie dane empiryczne sprawiają, że w USA coraz więcej młodych ludzi stosuje zasadę: „true love waits” – ‘prawdziwa miłość czeka’.
Jeśli już ktoś dopuścił się zdrady małżeńskiej, to czy powinien powiedzieć o tym małżonkowi?
Każdy taki przypadek warto rozpatrywać indywidualnie, ale uważam, że zasada ogólna powinna być następująca: jeśli zdradzana strona nie wie, to nie powinno się jej o tym mówić. Zwykle takie zwierzenie zwiększa tylko ból osoby zdradzonej, która najczęściej i tak coś przeczuwa, a dla zdradzającego przyznanie się do winy może wydawać się wystarczającą formą „oczyszczenia” czy „zadośćuczynienia”. Jeśli zdradzany małżonek wie, że został zdradzony, to jasne, że ten, który zdradził, powinien wyznać tę prawdę – z bólem, ze łzami w oczach, z serdecznymi słowami przeproszenia. Jeśli natomiast zdradzany małżonek nie wie o tym, to ten, który zdradził, musi sam mierzyć się z ciężarem winy i grzechu. Kto zdradził, ten nie ucieknie od cierpienia i zawsze będzie nosił w sercu bolesny ciężar. Może natomiast nawrócić się, wyspowiadać, wyciągnąć wnioski i wynagradzać zdradę przez wierność i okazywanie małżonkowi większej miłości niż kiedykolwiek wcześniej. Warunkiem przebaczenia i nawrócenia jest to, że się zmieniam, a nie to, że się „chwalę” moją zdradą. Mój grzech wyznaję Bogu i spowiednikowi, ale niekoniecznie tym, których skrzywdziłem, jeśli oni o tym nie wiedzą i jeśli moja szczerość przyniosłaby im dodatkowe cierpienie.
Czy, a jeśli tak, to kiedy, zdradzony małżonek może albo powinien przebaczyć winowajcy?
Zdradzony małżonek nigdy nie powinien się mścić i odpowiadać zdradą na zdradę. Kiedy i na ile przebaczy, to zależy nie tylko od niego, ale także od postawy tej osoby, która skrzywdziła. Czasem my, księża, upraszczamy sprawę i mówimy: „Przebaczaj każdemu i zawsze!”. Tymczasem Jezus mówi o warunkach, jakie winowajca ma spełnić, jeśli chce otrzymać przebaczenie. Wyjaśnia to w przypowieści o dłużniku, który padł przed wierzycielem na kolana, ze łzami, z lękiem, wyznał swoje winy i nie prosił o przebaczenie, a jedynie o litość i cierpliwość, by miał szansę cały dług oddać w ratach. Dopiero wtedy wierzyciel wszystko mu darował. Jeśli małżonek, który zdradził, nie zmienia się, to można mu przebaczyć w sercu minione krzywdy, ale należy bronić się przed nowymi krzywdami. Jeśli natomiast zmienia się, nawraca, przeprasza i wynagradza, to można mu zakomunikować przebaczenie. Mówienie krzywdzicielowi o przebaczeniu, zanim okaże on skruchę, byłoby przejawem naiwności, a nie miłości.
Czy są szanse na udane życie małżeńskie po tym, jak jedno z małżonków dopuściło się zdrady?
Największe szanse na pojednanie są wtedy, gdy zdrada była chwilą słabości – wbrew całej szlachetnej wcześniejszej postawie – jak u Piotra, który zaparł się Jezusa. Wtedy jest potworny ból, ale możliwe staje się radykalne nawrócenie i odzyskanie miłości. Nie ma takiego grzechu czy kryzysu, z którego nie byłoby już drogi powrotu. Jeśli natomiast zdrada była rezultatem egoizmu i wyuzdania na co dzień, albo jeśli zdradzająca osoba brnie na tej drodze, kłamiąc, oszukując także samego siebie, to wtedy zaczyna iść drogą przekleństwa i śmierci. Warunkiem nowego życia jest nie tylko przebaczenie ze strony osoby pokrzywdzonej, ale przede wszystkim żal, nawrócenie i powrót do miłości. Żal z powodu zdrady nie powinien wynikać ze strachu, ale właśnie z miłości. Jeśli ktoś ze strachu chce się zmienić, to strach – podobnie jak kłamstwo – ma krótkie nogi. Nawrócenie jest możliwe wtedy, gdy krzywdziciel uświadamia sobie, że zadał ból nie tylko małżonkowi i dzieciom, ale też Bogu, którego powołał na świadka swojej przysięgi małżeńskiej.
Jakie prawa ma osoba zdradzana?
Ma prawo do skutecznej obrony, z separacją małżeńską włącznie. Jeśli małżonek krzywdzi bliskich, bo jest alkoholikiem, to sąd kościelny może orzec separację na czas trwania problemu. Gdy mąż podejmie terapię i przestanie pić, to żona powinna znowu się z nim złączyć. Natomiast w przypadku zdrady małżeńskiej sąd kościelny może orzec separację na zawsze. Zdrada to największy cios w przysięgę małżeńską. To najbardziej drastyczna forma łamania tej przysięgi. Osoba zdradzona może już nie być w stanie odzyskać radości ze wspólnego mieszkania. Może nie być w stanie powrócić do współżycia. Kościół to rozumie i staje po stronie krzywdzonych. Pragnę serdecznie przestrzec przed zdradami, bo to wyjątkowo bolesna forma krzywdzenia samego siebie i małżonka To także dramatyczne krzywdzenie własnych dzieci oraz tej trzeciej osoby, z którą doszło do współżycia. Takie rany są nieodwracalne.

Dożynki!!!!!!!!!!!!!!!!!  niedziela, 14 września, święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Pamiętajmy, że krzyż jest naszym chrześcijańskim godłem – znakiem męki i śmierci naszego Odkupiciela. Tego dnia odbędzie się Uroczysta Msza Św. dożynkowa o g. 12 oo. Po Mszy Sw. Pan Sołtys i Rada Sołecka zaprasza na plac przy kościele na wspólne świętowanie przy orkiestrze, grillu i licznych konkursach i atrakcjach.


Zapraszamy  na Odpust „Przemienienia Pańskiego”

Start!!!

Niedziela 10 sierpnia 2014 roku g. 12 oo

Uroczystą sumę odpustową odprawi i kazanie wygłosi Ks. Bartosz Rajewski duszpasterz młodzieży, felietonista, wikariusz w parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej i św. Kazimierza w Londynie. Małe co nieco o naszym gościu !

Formację kapłańską rozpoczął w Arcybiskupim Wyższym Seminarium Duchownym w Szczecinie, studiując w Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego w Szczecinie, gdzie pełnił m.in. funkcję wiceprzewodniczącego Koła Naukowego WT US[1] oraz Przewodniczącego Sekcji Historii Kościoła. Po trzech latach formacji wyjechał na Florydę, gdzie przez pół roku pracował i przyglądał się pracy w Polskiej Misji Katolickiej w St. Petersburgu. Po powrocie do kraju, został stypendystą Konferencji Episkopatu Włoch. Kontynuował formację kapłańską w Międzynarodowym Seminarium Regina Apostolorum, studiując na Papieskim Uniwersytecie Urbaniana w Rzymie. W czasie rocznego stypendium, był także słuchaczem Uniwersytetu w Perugii. Do Polski powrócił w 2007 roku, po zakończeniu rocznego stypendium. W 2011 r. ukończył Prymasowskie Wyższe Seminarium Duchowne w Gnieźnie.

Święcenia kapłańskie przyjął 28 maja 2011 r. w Bazylice Prymasowskiej w Gnieźnie z rąk ks. abp. Józefa Kowalczyka, Prymasa Polski. 29 maja 2011 r. odprawił mszę św. prymicyjną w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w rodzinnym Łobzie. Homilię podczas mszy prymicyjnej wygłosił ks. abp Henryk Józef Muszyński, Prymas Polski Senior[2].

Od 25 czerwca 2011 roku do 30 czerwca 2012 r. był wikariuszem w parafii pw. Św. Jakuba Ap. w Miłosławiu. W tym okresie nastąpił znaczny rozwój parafii, zwłaszcza w dziedzinie duszpasterstwa dzieci i młodzieży. Przyczyniły się do tego takie niecodzienne inicjatywy, jak zorganizowanie I Miłosławskiej Nocy Świętych[3], stworzenie Duszpasterstwa Młodych Amados[4] czy zorganizowanie pierwszej na świecie pielgrzymki BMX[5]. Jest kapelanem Klubu Tygodnika Powszechnego w Poznaniu.

Autor kilkudziesięciu artykułów prasowych, reportaży i wywiadów. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”[6], w „Niedzieli”, na portalu Katolik.pl. Współpracował z KAI. Jest laureatem nagrody Mater Verbi[7] przyznawanej przez Tygodnik Katolicki „Niedziela” za ewangelizacyjne wykorzystanie środków społecznego komunikowania myśli oraz wspieranie rozwoju katolickich mediów. Jest autorem monografii pt. „Moja parafia. Powojenne dzieje parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łobzie”. Udzielił obszernych wywiadów zatytułowanych „Kościół w oczach młodego kapłana”[8] i „Bogu dziękuję za taką drogę.

Po Mszy Św. odpustowej odbędzie się święto  „naleśnika na leśniaka” 4 edycja. W związku z tym Pan Sołtys Hubert i Rada Sołecka zaprasza wszystkich do przygotowania na konkurs (ilościowy, jakościowy i wyglądu zewnętrznego) naleśników i pierogów. Będą naprawdę dobre nagrody!!! Przewidywany jest grill, aukcja nowych i atrakcyjnych przedmiotów użytkowania codziennego i wiele innych atrakcji. Zapraszamy na Mszę Św. o g. 12 oo, a później na wspólne świętowanie.