Gender w „Wysokich Obcasach”

Jacek Siepsiak SJ
 
(fot. z mostly absent / flickr.com)

Gender, gender, gender – tyle się o nim teraz słyszy. I oto podczas oczekiwania na list biskupów na ten jakże zawiły temat, pojawia się w „Wysokich obcasach” wywiad, który ma odpowiedzieć na pytanie „Co to jest ten dżender?” Jest to zapis rozmowy z Panią Barbarą Limanowską, która od trzech lat pracuje w European Institute for Gender Equality (EIGE). Ta agencja sprawdza, jak działa gender mainstreaming, czyli polityka równościowa, we wszystkich krajach Unii Europejskiej.

Zabrałem się za czytanie tego tekstu. I śledziłem go z coraz większym zdumieniem. To wcale nie było o gender. To były wspomnienia o feminizmie. Mówiło się o konieczności odróżniania kobiet od mężczyzn, o dostosowywaniu prawa do potrzeb kobiet, a nie tylko mężczyzn. Wszystkie przykłady, też ten tytułowy o odśnieżaniu miasta w Szwecji, wskazywały na różnice między potrzebami kobiet a mężczyzn. Pani Barbara wspominała swoje różne zaangażowania, m.in. pracę w „La Strada”, gdzie walczyła z handlem kobietami. Ciekawe życie. Nawet godne pochwały. Nie ma się czego czepić! Wszelka krytyka byłaby nie na miejscu.

Nie chciałbym być złośliwy, ale mam wrażenie, że o to chodziło. Tak przedstawić gender, by list biskupów był nie na miejscu. To moje wrażenie potwierdziło jeszcze parę innych wypowiedzi w mediach przedstawiających gender wręcz jako wymysł księży.

Ogólny obraz to pomieszanie z poplątaniem. Bo albo uznajemy że różnice są albo że ich nie ma. Albo płeć jest uwarunkowana biologicznie albo nie jest. Powinniśmy walczyć (budując odpowiednie prawa) o zacieranie różnic kulturowych między płciami albo walczyć o specjalne prawa dla kobiet (jak np. wcześniejsze odśnieżanie chodników przed ulicami, jak to ma teraz miejsce w pewnym mieście w Szwecji i co spowodowało zmniejszenie ilości wypadków zwłaszcza wśród kobiet, które częściej niż mężczyźni chodzą po chodnikach).

Chciałoby się machnąć ręką i poczekać, aż sobie „filozofowie” wyjaśnią na czym polega ten gender. W końcu przed Kościołem ważniejsze wyzwania stawia papież Franciszek.

Ale jednak okazuje się, że ta ideologia zaczyna przenikać do prawa w postaci różnych dyrektyw. Brak precyzyjnej definicji i dowolność w podkładaniu różnych absurdalnych tez pod to określenie może odbić się bardzo boleśnie na naszej codzienności regulowanej przez przepisy. Boję się, by słowo gender nie stało się takim oszustwem jak swego czasu słowo demokracja ludowa. Na koniec okazywało się, że głosując na demokrację popierałeś dyktaturę.

Episkopat ma prawo ostrzegać. Kto jednak wyjaśni, rozróżni nurty, nazwie odmiany? Potrzeba szerszego dokumentu. Potrzeba pracy filozofów, etyków, prawników. Inaczej przepisy staną się narzędziem kolejnego oszustwa w naszych dziejach.