ROZWÓD i co DALEJ
Mam na imię Ewa, jestem po rozwodzie cywilnym, ale nadal jestem mężatką, bo wzięłam ślub kościelny. W narzeczeństwie oboje z mężem czuliśmy, że się kochamy, że będziemy szczęśliwie wychowywać dzieci, mieć wspólne plany, marzenia. Kiedy podejmowaliśmy decyzję o wspólnym życiu byliśmy pewni, że jesteśmy dojrzałymi osobami. Ja skończyłam 20 lat, mąż 25 lat. Po ślubie zamieszkałam u męża. Po paru miesiącach oczekiwaliśmy na narodziny naszych dzieci-bliźniaków. Niestety jedno poroniłam, z drugim leżałam przez pięć miesięcy w szpitalu. Po urodzeniu synek żył tylko parę dni. Jego śmierć mocno przeżyliśmy oboje. Dla mnie był to dodatkowo bolesny czas. W ciężkim stanie, sepsa, zapalenie otrzewnej nie mogłam uczestniczyć w pogrzebie. To, że żyję lekarze nazwali cudem, ale już nie mogę mieć dzieci. Potrzebowałam i oczekiwałam wsparcia, i ciepła od męża. Brakowało mi tego bardzo również ze strony licznej rodziny męża, która mieszkała obok nas. W tym okresie po raz pierwszy zaczęły pojawiać się problemy, nieporozumienia, które z każdym miesiącem narastały. Trudniej nam było razem przebywać, rozmawiać, cieszyć się sobą. Czasem kłóciliśmy się o drobiazgi. Brakowało w naszych relacjach wzajemnej troski o siebie, pozytywnych uczuć. Emocjonalnie oddalaliśmy się. Razem w związku małżeńskim przeżyliśmy 15 lat, a raczej tylko 15 lat. Niestety różne sytuacje życiowe nie połączyły nas aż tak mocno, byśmy stanowili jedno. Podjęliśmy decyzję o rozwodzie, nie widzieliśmy wyjścia, by coś mogło się zmienić w naszym dalszym pożyciu.
Decyzja o rozwodzie uwierzcie mi, nie była wcale łatwa. Mieszkałam u męża i wiedziałam, że powinnam się wyprowadzić. Po otrzymaniu orzeczenia o rozwodzie pierwsze dni postanowiłam spędzić nad morzem, by pozbierać myśli i zaplanować dalsze moje życie. Nie chciałam zamieszkać u moich rodziców, a jednocześnie nie miałam żadnego kąta dla siebie. To był czas spędzony na „rozmowach” z Jezusem i modlitwach. Pusta plaża, potęga morza napawały mnie pragnieniem bycia silną kobietą. Po powrocie szukałam mieszkania. Znalazłam, zrobiłam remont i jestem z siebie bardzo dumna. Ponad 12 lat jestem sama, ale nie czuję się samotna. Mój blok jest niedaleko kościoła. Zaczęłam chodzić codziennie na poranne msze święte, a potem jadę do pracy. Będąc kobietą „samotną” jestem narażona na zainteresowanie ze strony mężczyzn. Można powiedzieć, że jest to naturalne i oczywiste, i powinno mi to sprawiać przyjemność. Ale nie dla mnie. Ja jestem ciągle mężatką tylko z rozwodem cywilnym.
Czytając Pismo Święte bardzo mocno zapadły mi w serce słowa Jezusa:
„Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo.”
Łk 16,18
„Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.
Mk 10,11
„Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota”.
Mk 7,20-23
„Nie będziesz obcował cieleśnie z żoną twojego bliźniego, wylewając nasienie; przez to stałbyś się nieczystym”.
Kpł 18,20
„Słyszeliście, że powiedziano: „Nie będziesz cudzołożył„. A ja wam mówię, że każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w sercu swoim dopuścił się z nią cudzołóstwa. I jeśli twoje prawe oko powoduje twój upadek, wyłup je i odrzuć od siebie. Bo lepiej dla ciebie, aby zginął jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało zostało wrzucone do piekła. I jeśli twoja prawa ręka powoduje twój upadek, odrąb ją i odrzuć od siebie. Bo lepiej dla ciebie, by zginął jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało poszło do piekła. Powiedziano też: „Kto by oddalał swoją żonę, niech jej da dokument rozwodowy”. A ja wam mówię, że każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – czyni z niej cudzołożnicę; a kto z oddaloną się ożeni, dopuszcza się cudzołóstwa”.
Mt 5,27-32
„Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, 10 ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego”.
1 Kor 6,9
„Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego!” Rz 13,9
„We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg”.
Hbr 13,4.
Naszym powołaniem jest świętość.
„Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” Mt 5,48.
Jakie jest fundamentalne ukierunkowanie mojego życia, moje plany, zamiary i pragnienia? Kiedy się pogubimy w tym powołaniu Jezus mówi nam ostrzeżenia, słowa Jego muszą być dla nas drogowskazem. Chcę być świętą. Świętą rozwódką. Jest to możliwe z Bożą pomocą i opieką Matki Bożej jest to do osiągnięcia. Dla mnie ważniejsze jest przyjmować Jezusa w komunii świętej, aniżeli zaangażować się uczuciowo z innym mężczyzną. Zaznaczam, że nie jest łatwo zachować czystość po rozwodzie. Szatan próbuje różnymi sposobami doprowadzić mnie do grzechu np. przez trudności, gdzie bez fachowej ręki chłopa ani rusz, przez myśli: co ze mną będzie na stare lata, przez wyśmianie ludzi: że żaden mnie nie chce więc jestem do niczego, albo: twój mąż ma rodzinę, a ty jesteś sama, przecież nie jesteś gorsza od niego, i myślenie innych, że obecnie mam tylu mężczyzn, że nie mogę się zdecydować. Ale prawda jest inna. Zna ją Jezus i ja. Z obrączki ślubnej zrobiłam różaniec i noszę go na palcu dla pamiętania, kto jest moim Panem i do kogo należy moje ciało i dusza. Mąż ma drugą kobietę i dziecko z nią. Na podstawie przytoczonych powyżej fragmentów z Pisma Świętego wiem, że oboje żyją w grzechu cudzołóstwa, grzechu śmiertelnym. I nie ma usprawiedliwienia, że teraz są takie czasy, albo należy mi się coś od życia, nie wyszło z tą, to z inną, jestem młody…. Słowa Jezusa są nie do nagięcia pod nasze zachowania, lecz zachowanie nasze według słów Jego. Z racji mojego zawodu spotykam wielu „przystojniaków”, bardzo dobrych i sympatycznych mężczyzn, a ich propozycje spotkania, wspólnego spędzenia wolnego czasu są czasami bardzo trudne do odrzucenia. Tym bardziej, że jako kobieta chciałabym czasami położyć głowę na silnym ramieniu, poszukać wsparcia, zrozumienia, miło spędzić weekend, usłyszeć ciepłe słowo….. Znam związki, które żyją w tym grzechu i uważają, że są szczęśliwi. Ale ja chcę nawet unikać okazji do grzechu. Unikać okazji to powiedzieć SOBIE NIE w momencie, kiedy moje myśli podsuwają mi pewne plany, co do tej drugiej osoby. To nie znaczy, że nie mam znajomych kolegów. Są. Znajomości te trwają już lata, a kontakty opierają się na konkretnej pomocy, jak np. przy naprawie sprzętu gospodarstwa domowego, przy samochodzie. Są to spotkania krótkie i bez zobowiązań, oparte na potrzebie chwili. Wiem, że muszę wymagać od siebie, by moje zachowania nie były powodem do grzechu nawet w myślach tych, których spotykam. My kobiety jesteśmy bardzo z natury próżne. To, że jakiś mężczyzna patrzy na nas sprawia nam dużo satysfakcji, a nie zdajemy sobie sprawy, że on właśnie popełnia grzech przez nas. Nasz ubiór, chód, kokietowanie, prowokowanie nacechowane jest przyciąganiem do nas mężczyzny. Ale, czy za wszelką cenę, czy warto tak robić za cenę potępienia siebie i drugiej osoby. Czy nasze zachowanie miłe jest w oczach Boga? Kiedy kobieta po rozwodzie rozbija inne małżeństwo, rodzinę, to odpowiada za tę tragedię. I następnie porzucona żona odbiera męża następnej żonie. I tak rozwija się łańcuszek zła, grzechu cudzołóstwa. Kobieta po rozwodzie również odpowiada za życie wolnego mężczyzny, który się z nią złączy. Świadomość krzywdy i bólu nam zadanego nie usprawiedliwia nas kobiet po rozwodzie przed odpowiedzialnością za innych. Aby temu duchowi cudzołóstwa powiedzieć STOP na podstawie własnego świadectwa chcę uświadomić innym kobietom po rozwodzie, że są wstanie doskonale sobie radzić w życiu żyjąc bez mężczyzny, może nawet mając dzieci.
Niech nie boją się uwierzyć w swoje umiejętności, zaradność życiową. Może do tej pory nie miały okazji poznać siebie od tej strony, niech podejmą to wyzwanie. Dlaczego brakuje kobiecie pewności, że da radę, brakuje poczucia wiary we własne siły.
Jesteśmy wszyscy stworzeni do szczęścia.
Szukamy go więc wokół nas, panicznie bojąc się samotności. Ale musimy sobie uświadomić, że żadna bowiem rzecz doczesna nie może nasycić naszego serca, choćbyśmy nawet posiadały partnera, czy wielu znajomych, bliskich, pracę i różne zajęcia, jeszcze nasze serca byłyby nienasycone miłości.
Serca nasze poddawane są ciągłej zmienności, raz są wesołe, raz smutne, spokojne i niespokojne. Niekiedy zapalone miłością do drugiej osoby, czasem znudzone jej obecnością, marnością, wadami, szuka przyjemności uczuciowej.
Często myślę o znikomości tego świata, o rzeczach ostatecznych. Czymże jest życie ludzkie na ziemi? Rozważam czas, który przeżyłam. Odkąd się urodziłam, nie przestaję zbliżać się do śmierci i nie potrafię zatrzymać biegu mojego życia. Czas życia doczesnego, w porównaniu z wiecznością życia przyszłego, to zaledwie chwilka mała. Od tej chwilki jednak zależy moja wieczność, szczęśliwa lub nieszczęśliwa. Póki żyjemy nie możemy być wolni od chorób, utrapień zewnętrznych, których po prostu nikt uniknąć nie może. Zimno, upał, przygnębienie, problemy rodzinne i w pracy, tysiące przykrości ze strony ludzi nas otaczających. Tyle utrapień dla wielu wydawałyby się one nie do wytrzymania, zniesienia, toteż często rozpaczają w przeciwnościach. Czy jest prawdziwe lekarstwo na te udręki? Nie myślmy, że będziemy mieć każdy dzień bez jakiejkolwiek dolegliwości, gdyż nigdy nie będzie takiego dnia, który by nie miał dostatecznej ilości zła. Często doświadczymy tego, że ludzie będą nam przeciwni, nawet ci, którzy byli z nami, dziwnie się zmienią i staną przeciwko nam, czy odejdą. Wtedy to możemy czuć się zdradzeni, osamotnieni, opuszczeni, może opanować nas przygnębienie. Cokolwiek się wydarzy, Bóg chce, abym zmierzyła się z tą rzeczywistością niezależnie od tego, czy jest to według mojej oceny sprawiedliwe czy niesprawiedliwe, uzasadnione czy nieuzasadnione. Gdy uczyniłam wszystko to, co można było w danej chwili uczynić i pewnym wydarzeniom nie byłam w stanie zapobiec, pozostaje mi akceptacja tego, co się wydarzyło, i życie dalej.
Nie pojmiesz swojego życia, nie zobaczysz wyraźnie, co się z tobą dzieje albo jak masz żyć w przyszłości, jeśli nie zrozumiesz, że twoje życie to bitwa. Wojna przeciwko twojemu sercu. „Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie tam ma swoje źródło” Prz 4,23. Serce jest samą istotą naszej egzystencji, centrum naszego istnienia. Biblia widzi serce jako źródło kreatywności, odwagi i pewności. Jest źródłem wiary, nadziei i oczywiście miłości. Pomyśl przez chwilę o swojej pracy. Dlaczego tylu ludzi jest znudzonych albo przygnębionych z powodu pracy? Dlaczego nienawidzą poniedziałkowego poranka i mówią „dzięki Bogu, dziś już piątek”? Nie mają serca do pracy. Dlaczego rozpada się tyle małżeństw? Ponieważ jeden z małżonków albo oboje nie wkładają serca w to, żeby ich związek był udany. I tak dalej, i tak dalej. Dlaczego tylu ludzi zmaga się z depresją i zniechęceniem? Ponieważ stracili serce. Serce może być złamane – dosłownie. Potrzebujemy innych ludzi, pocieszenia, wsparcia – bardzo ich potrzebujemy. Potrzebujemy siebie nawzajem. Czasami potrzeba nam oczu kogoś, komu moglibyśmy opowiedzieć swoje życie, przed kim moglibyśmy obnażyć duszę. Serce nasze potrzebuje braterstwa. Towarzyszy od serca, „grupę” i rodzinę związaną ze sobą tym samym doświadczeniem, wysłuchującą nawzajem swoich historii. Uczącą się razem chodzić z Bogiem. Wspólnie modlą się za siebie, walczą za siebie nawzajem, opatrują swoje rany. To małe „bractwo” może być dla nas istotnym elementem chrześcijańskiego życia. Siłą tej wspólnoty kobiet po rozwodzie może być to, że ty pamiętasz moją historię za mnie. Nie muszę nosić ciężaru wspomnień sama. Tego rodzaju zażyłości nam potrzeba, potrzebujemy bliskich sprzymierzeńców. Bóg gromadzi wspólnoty serca, by walczyły o siebie nawzajem. Ta przyjaźń, ta zażyłość, ten niezwykły wpływ mężnych serc – to jest osiągalne.
Wspólnie o wiele łatwiej będzie nam odczytywać i wcielać w życie klimat zaufania, akceptacji i życzliwości. Odkryć i dzielić się jednością, otwartością, zrozumieniem, doświadczeniem. W ten sposób będziemy mogły odkryć i uobecnić ducha miłości społecznej, wzajemnego zatroskania, kobiecej-siostrzanej solidarności.
Powinnyśmy poczuć w sobie pragnienie życia ewangelicznego, być wzorem dla innych. Czuwać wobec zła, wobec destrukcyjnych myśli i odczuć, które pragną objąć nas w posiadanie.
Musimy odnawiać swoje życie na co dzień. Musimy pogłębiać siebie, uświęcać swoje życie, budzić tęsknotę za świętością, wiarą w jej możliwość. W tym celu trzeba mieć czas dla siebie, zwrócić większą uwagę na refleksję nad swoim życiem. Co robię, aby naprawiać swoje i cudze błędy? Jakim żyję programem w swoim życiu? Co chciałabym zmienić na lepsze? Ile wkładam wysiłku w doskonalenie swojego życia? Ile czasu poświęcam na modlitwę, na zadumę dotyczącą porządkowania swojego życia?
W ogniu życia małżeńskiego, poranione od kuli najbliższej osoby (męża), możemy ratować się nawzajem, tworzyć i nieść piękno kobiecego życia. We wspólnocie możemy być wartościowym elementem pasującym do całości wspólnego losu.
Solidarność określa ludzkie poczucie społecznej wspólnoty i jedności. Człowiek, jak często słyszymy, nie żyje sam. Zawsze jest w relacjach z innymi ludźmi. Objawia się ona w gotowość do dzielenia się i na wzajemnej współpracy. Ubogacając sobą innych, zostajemy obdarowani ich towarzystwem. Kiedy swój czas dzielisz z innymi, chociaż właściwie nie masz czasu, możesz się niekiedy czuć obdarowaną. Doświadczasz, że podzielony czas napełnia cię nowymi pomysłami i nową żywotnością. Twoje dzielenie się jest bogato wynagradzane. Gdy jesteś gotowa do tego, by się dzielić, wtedy również ludzie dzielą z tobą swoje życie. Możemy uczestniczyć w różnorodności i w bogactwie innych.
Jest w naszym życiu mnóstwo takich chwil, które wydają się nie do strawienia – wydarzeń smutnych i poniżających oraz wywołujących ból. Niemożliwe jest przyjęcie tego wszystkiego bez Jezusa. Nasze zranienia są ranami Jezusa. Czy można dziękować za połamane serce, za zgniecione uczucia, zdeptaną godność? To, za co dziękujemy, staje się święte! Spróbujmy podziękować Jezusowi za to, co było krzyżem naszej przeszłości.
Radość może być w samotności życia, kiedy zaufamy całkowicie Jezusowi, On zatroszczy się o „pomocników Jego” dla nas w trudnym dla nas czasie. Radość ze spotkania i niesienia siebie innym.
Mając na uwadze ogromną troskę o nas rozwodników chcę zaproponować wspólne spotkania, wspieranie się i wzajemną pomoc w dotrzymaniu przysięgi małżeńskiej w czystości, z której może nas zwolnić tylko śmierć jednego z małżonków.
Stwórzmy więc „GRUPĘ WSPARCIA – WSPÓLNOTĘ SERC KOBIET i MĘŻCZYZN PO ROZWODZIE”.
Po tak wielkich naszych doświadczeniach życiowych wykorzystajmy resztę naszego życia na uświęcenie się we wspólnocie. Wynagradzajmy modlitwą rany zadane naszemu Odkupicielowi zanurzając się w Jego miłości.
Mój kontakt: Ewa tel. kom. 784 034 554,
e-meil: ewa.zawadzka1@vp.pl