Potencjał jest, pieniędzy nie ma
pieniędzy nie ma
Garść przykładów, przytaczam tylko te z ostatniego miesiąca.
W czerwcu zespół studentów krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej wygrał prestiżowy międzynarodowy konkurs organizowany przez NASA, pokonując w nim 59 drużyn z całego świata. Przedstawili na tym konkursie sondę kosmiczną, która sama jest w stanie kontrolować tempo swojego opadania na grunt i określić chwilę rozpoczęcia działania.
Także w czerwcu trzy panie z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zakończyły opracowywanie nowego sposobu wytwarzania bioplastiku. Będzie można z tego tworzywa produkować biodegradowalne opakowania, których proces rozpadu będzie bardzo szybki i obniży znacznie koszty składowania odpadów. Do tego rozłożą się na wodę i dwutlenek węgla, a więc substancje nieszkodliwe dla środowiska. Tworzywo to może być także wykorzystywane w medycynie, na przykład do produkcji nici, połączeń naczyń krwionośnych i rusztowań, na których będą mogły odbudowywać się kości. Po spełnieniu swojego zadania po prostu się rozłoży wewnątrz organizmu, a produkty jego rozpadu zostaną naturalnie wydalone.
Pod koniec czerwca w Warszawie odbył się prestiżowy konkurs Innovators Under 35 Poland i jego zwyciężczynią została Olga Malinkiewcz z Warszawy, która opracowała laserową technikę druku, dzięki której można tworzyć bardzo cienkie warstwy materiału o zdolności do dużej absorpcji energii słonecznej, a jednocześnie taniego. Jak podają doniesienia, wynalazek ten może zrewolucjonizować energetykę słoneczną. Tu warto dodać, że do konkursu zakwalifikowało się ok. 100 projektów z całego kraju, co samo w sobie już świadczy o potencjale drzemiącym w Polakach.
Potwierdzała go także giełda w Centrum Kopernika w lutym tego roku, na której można było zobaczyć 130 polskich wynalazków, które w 2014 r. zdobyły nagrody na światowych targach innowacji. Wśród ich autorów można było znaleźć nie tylko ludzi z tytułami naukowymi, ale także dziesięciolatka, który wynalazł marsjański łazik, i czternastolatkę, która otrzymała złoty medal w Brukseli za opracowanie metody nieinwazyjnego leczenia organów wewnętrznych za pomocą infradźwięków.
Czytam kolejne doniesienia o pomysłowości oraz potencjale intelektualnym moich rodaków i jestem zwyczajnie dumna. Nasza historia ukształtowała nas tak, że nauczyliśmy się myśleć poza schematami i szukać rozwiązań tam, gdzie inni się dawno poddali. Jednak jednocześnie docierają do mnie głosy, głównie poza mediami, o tym, jak trudno w Polsce być wynalazcą, jak łatwo projekty wpadają do poczekalni, zarządzanej przez kastę urzędników i powoli tam konają. Dlatego wynalazcy sprzedają swoje pomysły za granicę i tym samym my jako kraj tracimy na tym, na czym moglibyśmy zbić fortunę i co jest naszym „dobrem naturalnym”, jak gaz łupkowy, węgiel czy miedź.
I dzieje się tak, mimo że Unia Europejska wspiera innowacyjność, dostrzegając w niej jeden ze swoich głównych potencjałów. Naszym politykom brakuje zaś takiej wyobraźni, za to urzędnicy orzekający o dalszym losie wynalazków nierzadko boją się decydować, co zrobić z innowacją. Często jest też tak – jak widać na przykładzie grafenu – że wojenka o to, kto ma na nim zarobić, powoduje, że nie zarabia nikt w Polsce. I to tylko część smutnej opowieści o polskim dziale (zabijania) innowacyjności.
Uważam, że czas to zmienić. Czas, żebyśmy wreszcie zaczęli korzystać z tego, co mamy, zamiast bezmyślnie patrzeć, jak te dobra wyciekają poza granice. Pora odpowiedzieć sobie na pytanie, co powoduje, że Niemcy, Amerykanie, Finowie potrafią zarabiać na rozwijaniu tego typu potencjału, a my nie. I przede wszystkim – wyciągnąć praktyczne wnioski z tych odpowiedzi.