Archiwum kategorii: Aktualności

Chrystus oferuje nam powrót do samych siebie

Więź

fot. Annie Spratt | Unsplash

Obok ekumenizmu chrześcijan wskazany jest ekumenizm wszystkich spragnionych sensu. Chodzi o dobre sąsiedztwo zamieszkujących wspólny świat – przesycony dyskretnym Światłem.

Nie jesteście już obcymi i migrantami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2,19)
Będziesz kochać twego ziomka (lereaka) jak samego siebie (Kpł 19,18)
A kto jest moim ziomkiem (plesion)? (…) Kto z tych trzech wydaje ci się ziomkiem tego, który wpadł na zbójców? (Łk 10,29.36)

Co właściwie daje nam Chrystus – i to nawet zanim nam to objawi? We własnej osobie objawia przyjazną bliskość Boga, daną każdej istocie od momentu jej zaistnienia. Tak, On jest zarazem ekspresją kreującej nas Tajemnicy (por. Hbr 1,3) i kształtującą nas formą. Zgodnie z Listem do Kolosan wszystko zostało stworzone „poprzez Niego (di’Autou) i w Niego (eis Auton)” (Kol 1,16). Być – to istnieć jako rzeczywistość ogarnięta przez Niego, zanurzona w Jego egzystencję. Rozwijać się i realizować – to przyswajać na swój własny sposób Jego charakter i styl bycia, odzwierciedlać we własny sposób coś z Jego „niezgłębionego bogactwa” (por. Ef 3,8).

Imię Boga to Jestem (Wj 3,14) – w domyśle: „z wami” (por. słynne Imanu-El, Iz 7,14). Święty Augustyn po swym nawróceniu napisał w dziesiątej księdze „Wyznań”: „Piękności tak dawna, a tak nowa. (…) W głębi duszy byłaś, a ja się błąkałem po bezdrożach. (…) Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą” (tłum. Z. Kubiak). Chrystus oferuje nam powrót do samych siebie – tak jak „wrócił do siebie” syn marnotrawny z przypowieści (eis heauton elthon, Łk 15,17) – żeby odkryć i zaakceptować tę bliskość. By subiektywnie przyjąć bliskość obiektywną i „być pojednanym z Bogiem” (por. 2Kor 5,20). Pogodzić się z Miłością, w objęciach której „żyjemy i ruszamy się, i jesteśmy” (Dz 17,28).

Sąsiedztwo mobilne


Chodzi więc o odnalezienie się (i ciągłe odnajdywanie) w bliskości Boga – w intymnej więzi z Nim („duchem w mym wnętrzu poszukuję Cię”, Iz 26,9). Chodzi też o przeżywanie rzeczywistości, którą przemierzam własną egzystencją, jako bycie Bożym domownikiem (por. Ef 2,19), korzystającym z pełni praw i w pełni zaangażowanym we wspólnotę. Jak to słyszy Abraham: „Chadzaj przed Mym obliczem i bądź kompletny (tamim)” (Rdz 17,1).

Czytamy, że młodszy syn z przypowieści o miłosiernym ojcu roztrwonił swój udział w domowych dobrach (por. Łk 15,13), a starszy nie umiał się tymi dobrami w pełni ucieszyć (por. Łk 15,29-31). Żaden z nich nie okazał się „kompletny” jako domownik. Przeżywanie w pełni statusu domownika Ojca, u którego „mieszkań jest wiele” (J 14,2), oznacza też dobre sąsiedztwo ze wszystkimi innymi współlokatorami. Bycie siostrą lub bratem, osobą bliską, „ziomkiem” (hebr. rea, gr. plesion). To właśnie do bliskości odwołuje się polski przekład tego określenia. „Bliźni” to ten, kto żyje blisko mnie.

Reguła zapisana w Księdze Kapłańskiej (19,18) każe kochać takiego ziomka jak samego siebie. Kiedyś spytałem osobę wyznania mojżeszowego, czemu litera Pisma wskazuje właśnie na ziomka-sąsiada, a nie każdego człowieka, na ludzi w ogóle. Usłyszałem odpowiedź: „Bo sąsiada trudniej kochać”. To prawda. Abstrakcyjna miłość do ludzi urealnia się wyłącznie w konkrecie spotkania z kimś, kogo mam obok siebie na co dzień.

Podobnie miłość do niewidzialnego Boga sprawdza się w miłości bliźniego, „którego ujrzałem” (por. 1J 4,20). Jednak literalne rozumienie bliźniego-ziomka (w Księdze Kapłańskiej jest nim jeden z „synów twego ludu”, bene ammeka) nie wystarcza. Problem granicy bliskości, zasięgu dobrego sąsiedztwa, wybrzmiewa na kartach Ewangelii w pytaniu znawcy prawa (nomikos): „A kto jest moim ziomkiem?” (Łk 10,29). Jezus swoją przypowieść o ofierze napadu, którą zignorowali słudzy świątyni a uratował heretyk z Samarii, wieńczy pytaniem odwrotnym: „Kto z tych trzech wydaje ci się ziomkiem tego, który wpadł na zbójców?” (Łk 10,36).

Rozumiemy sugestię: nie pytaj, kto jest twym ziomkiem – sam bądź ziomkiem każdej spotkanej ludzkiej istoty. Na wszystkich ścieżkach życia bądź kreatorem dobrego sąsiedztwa, przyjaznej koegzystencji, nikogo z niej nie wykluczając.

Outsiderzy bliscy każdemu


Ewangelia ujawnia nasz specyficzny status: obecne życie to przystanek w migracji (paroikia, por. 1P 1,17), natomiast w wymiarze więzi z Bogiem nie jesteśmy już migrantami (paroikoi), lecz domownikami (oikeioi, por. Ef 2,19). Ten fakt rzuca szczególne światło na ofertę naśladowania Samarytanina z przypowieści.

Serce ziomka okazał napadniętemu wędrowny outsider, człowiek spoza „synów jego ludu” (por. Kpł 19,18). Jest to zresztą proroctwo o samym Jezusie, odbieranym jako heretyk: „Czy niedobrze mówimy, że jesteś Samarytaninem i masz demona?” (J 8,48). Naszym ziomkiem, Bliźnim Absolutnym, stał się Ktoś absolutnie inny, nie z tego świata, „z wysoka” (por. J 8,23). Ukrzyżowany Bóg-Syn jest męczennikiem Bożej bliskości, oddającym życie za jej odzyskanie-utrzymanie, „uśmiercającym wrogość” (por. Ef 2,16), jaka w Niego uderzyła ze strony świata ludzi. Umarł za to, żeby wrogowie stali się rodzeństwem.

Chrystusowa mentalność („umysł Chrystusowy”, 1Kor 2,16) łączy miłość do świata jako Bożej kreacji (por. J 3,16) z odmową kochania świata kreowanego przez logikę grzechu (por. 1J 2,15). I właśnie obcość wobec świata egoizmu tworzy z nas bliźnich-bliskich każdej istoty w świecie rzeczywistym. Bycie outsiderką lub outsiderem w świecie absurdu otwiera na ekumenizm Sensu (Logosu) istnienia. Wiemy, że Sens dany światu przez Boga i tożsamy z Jego wieczną Mądrością ucieleśnił się w Jezusie (por. J 1,1-3.14).

Wiemy też z Listu do Efezjan, że chociaż pełne nasycenie Sensem-Chrystusem jest nam dane (choć nie zawsze przyjęte) w społeczności wierzących, to zarazem tenże Chrystus-Sens „napełnia wszystko we wszystkim” (por. Ef 1,22-23). Anonimowa wszechobecność Chrystusa sprawia, że wszyscy szczerze wypatrujący sensu istnienia (ufający, że takowy JEST) należą do wspólnej z nami „przestrzeni mieszkalnej” – ekumeny (gr. oikoumene).

Tak, obok ekumenizmu chrześcijan, odnajdujących się we wspólnym domu wiary, jest możliwy i wskazany ekumenizm ludzi religijnych (zorientowanych na Świętość), a także ekumenizm wszystkich spragnionych sensu i duchowości. Chodzi o dobre sąsiedztwo zamieszkujących wspólny świat – przesycony dyskretnym Światłem (por. J 1,4-5). Wierzymy, że w chrześcijaństwie Światło objawiło nam swe imię i twarz, ale rodzeństwem Syna Bożego są też wszyscy, którzy (jak to określa Tomaš Halík) wyczuwają świętość miłości. Czytamy przecież: „Każdy kochający z Boga się urodził i zna Boga” (1J 4,7).

Marek Kita

Wielkie objawienia Serca Jezusowego

Czas Serca

fot. Megan Watson | Unsplash (cc)

Podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, św. Małgorzata Maria otrzymała dar wizji i objawień związanych z tajemnicami Serca Jezusa. Do najważniejszych zalicza się cztery tzw. wielkie objawienia. Miały one charakter społeczny i eklezjalny, określały naturę, cel oraz praktyki kultu Najświętszego Serca Jezusa.

W latach 1673-1689, podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, św. Małgorzata Maria otrzymała dar wizji i objawień związanych z tajemnicami Serca Jezusa. Do najważniejszych zalicza się cztery tzw. wielkie objawienia. Miały one charakter społeczny i eklezjalny, określały naturę, cel oraz praktyki kultu Najświętszego Serca Jezusa.

Pierwsze objawienie (27 XII 1673). Wymiana tajemnic

Dwa lata po przyjściu do klasztoru, we wspomnienie św. Jana Ewangelisty, s. Małgorzata Maria otrzymała wizję, która okaże się fundamentem jej całego życia zakonnego. Sama tak o niej opowiada: „Pewnego dnia, kiedy modliłam się przed Najświętszym Sakramentem, (…) poczułam się całkowicie ogarnięta przez Jego Boską obecność. (…) Oddałam się temu Boskiemu Duchowi, powierzając moje serce potędze Jego miłości, a On pozwolił mi długo spoczywać na swej Boskiej piersi i odkrył przede mną cuda swojej miłości oraz niewyrażalne tajemnice swego Najświętszego Serca. (…) Rzekł do mnie: «Moje Boże Serce płonie tak silną miłością ku ludziom, a ku tobie w szczególności, że nie mogąc już dłużej utrzymać w sobie tych gorejących płomieni miłosierdzia, pragnie, aby rozprzestrzeniły się one za twoim pośrednictwem i pragnie ukazać się ludziom, by wzbogacić ich swoimi skarbami, które przed tobą odkryję, a które zawierają uświęcające i zbawcze łaski konieczne dla ocalenia ich przed otchłanią potępienia. Do zrealizowania tego wielkiego planu wybrałem ciebie, niegodną i nieuczoną, ażeby wszystko dokonało się przeze Mnie».

Potem zażądał ode mnie mojego serca, a ja błagałam Go, by je wziął; On zrobił to i umieścił je w swoim, czcigodnym, w którym wyglądało ono jak maleńki atom pochłaniany przez Jego gorejący żar. Później wyjął je w postaci żywego płomienia w kształcie serca i włożył je tam, skąd je wziął, mówiąc mi: «Ukochana moja, oto drogocenna rękojmia mej miłości, zawierająca małą iskrę najżywszych jej płomieni, która będzie twoim sercem i będzie cię wypalać aż do ostatniej chwili twego życia. (…) Abyś mogła się przekonać, iż wielka łaska, jakiej ci udzieliłem, nie jest urojeniem, lecz fundamentem wszystkich innych łask, którymi cię obdarzę, rana w twym boku, choć ją już zasklepiłem, boleć cię będzie do końca twoich dni. I choć dotychczas byłaś tylko moją niewolnicą, od teraz nazywać się będziesz umiłowaną uczennicą mojego Najświętszego Serca»” (za: Guido Vignelli, W Nim złożyć wszelką nadzieję, Kraków 2007).

Drugie objawienie (1674). Serce Jezusa znakiem miłości Boga do ludzi

Siostra Małgorzata Maria tak je opisuje w jednym z listów adresowanych do o. Jana Croiset: „Boskie Serce ukazało mi się jak gdyby na tronie z płomieni, bardziej jaśniejące niż słońce i przejrzyste niczym kryształ, ze swoją czcigodną raną. Otaczała Je korona cierniowa, symbolizująca zniewagi uczynione Mu przez nasze grzechy. Nad Nim wznosił się krzyż, mający oznaczać, że już od pierwszych chwil Wcielenia (…) krzyż był wbity w to Serce, a Jego od samego początku przepełniała gorycz upokorzeń, niedostatków, bólu i pogardy, jakich doświadczyć miała w swoim życiu i w swej męce Jego święta ludzka natura. On zaś wyjaśnił mi, że tym, co kazało Mu stworzyć plan ukazania ludzkości swojego Serca, ze wszystkimi zawartymi w Nim skarbami miłości, łaski, miłosierdzia, uświęcenia i zbawienia, jest Jego gorące pragnienie bycia kochanym przez ludzi i uchronienia ich przed potępieniem, do którego tak wielu z nich popycha szatan. Chrystus pragnie więc, ażeby ci, którzy zechcą oddać Mu całą swą miłość, cześć i chwałę, zostali hojnie obdarzeni skarbami Boskiego Serca: a Serce to należy czcić w wizerunku ludzkiego serca, który – wedle Jego życzenia – ma być publicznie wystawiany. (…) Gdziekolwiek wizerunek ten będzie wystawiony i czczony, On rozsieje tam swe łaski i błogosławieństwa. Kult ten to jak gdyby ostateczna próba Jego miłości, która pragnie pomóc ludziom na progu końca świata uwolnić się spod władzy szatana, aby mógł on zostać zniszczony” (za: Guido Vignelli, W Nim złożyć wszelką nadzieję, Kraków 2007).

Trzecie objawienie (2 VII 1674). Miłość Boża wzgardzona i odrzucona przez ludzi

Przebieg tego objawienia s. Małgorzata Maria relacjonuje w następujący sposób: „Pewnego razu, podczas adorowania Najświętszego Sakramentu, poczułam się cała wewnętrznie odosobniona przez nadzwyczajne skupienie wszystkich moich zmysłów i władz. Stanął wtedy przede mną Jezus Chrystus, mój słodki Nauczyciel, cały jaśniejący chwałą, z pięcioma ranami lśniącymi jak pięć słońc; z Jego świętego człowieczeństwa wychodziły zewsząd płomienie, zwłaszcza jednak z Jego czcigodnej piersi podobnej do ogniska. Po Jej otwarciu odsłonił mi swoje ze wszech miar godne kochania i uwielbienia Serce, będące żywym źródłem tych płomieni. Wtedy to odkrył przede mną niewysłowione cuda swojej miłości i pokazał, jak bezmiernie ukochał ludzi, od których otrzymuje jedynie niewdzięczność i niezrozumienie. «Bardziej Mnie to boli – powiedział mi – niż wszystkie cierpienia mojej Męki… Gdyby jednak ludzie dali Mi w zamian choć trochę miłości, uważałbym, że wszystko, co dla nich uczyniłem, to niewiele, i chciałbym, gdyby tylko było to możliwe, uczynić dla nich jeszcze więcej. Lecz oni przejawiają względem Mnie jedynie oziębłość i odrzucają wszelkie moje starania, by świadczyć im dobro. Ty przynajmniej spraw Mi tę radość i wynagradzaj za ich niewdzięczność, na ile tylko jest to w twej mocy». A gdy okazałam Panu moją niemoc, odrzekł mi: «Oto w jaki sposób możesz nadrobić to, czego ci brakuje». W tejże chwili Boskie Serce otworzyło się i wyszedł z Niego płomień tak silny, iż myślałam, że mnie spali; przenikał mnie całą, iż nie mogłam go znieść, toteż błagałam Pana, aby ulitował się nad moją słabością. «Ja będę twoją siłą – powiedział mi – niczego się nie lękaj, lecz uważnie słuchaj mojego głosu i tego, o co cię proszę, abyś była zdolna wypełnić moje zamiary»” (za: Paul de Meester SJ, Odkrywajmy na nowo Najświętsze Serce Jezusa, Częstochowa 2002).

Czwarte objawienie (13-20 VI 1675). Żądanie ustanowienia święta Serca Jezusowego

Podczas tego objawienia Jezus znów ukazał s. Małgorzacie Marii swoje Serce, mówiąc:


„Oto jest Serce, które tak bardzo ukochało ludzi, że poświęciło się do samego końca, aż do całkowitego wyczerpania i udręczenia, aby dać im świadectwo swojej miłości. Od większości z nich nie otrzymuję jednak w nagrodę niczego prócz niewdzięczności, objawiającej się brakiem czci, świętokradztwem, oziębłością i pogardą, jaką mają dla Mnie w Eucharystii. Ale najbardziej boli Mnie to, że w taki sposób postępują ze Mną również te serca, które zostały Mi poświęcone. Dlatego żądam od ciebie, aby pierwszy piątek po oktawie Bożego Ciała stał się szczególną uroczystością ku czci mojego Serca i aby w dniu tym przystępowano do stołu Pańskiego celem wynagrodzenia temu Sercu zniewag, jakich doznaje, gdy wystawione jest na ołtarzach. A Ja ci obiecuję, że Ono otworzy się, by hojnie obdarzyć wpływem swej Bożej miłości tych, którzy w ten sposób będą oddawać Mu cześć” (za: Guido Vignelli, W Nim złożyć wszelką nadzieję, Kraków 2007).

W objawieniach św. Małgorzaty Marii Alacoque zostały określone zasadnicze elementy kultu Najświętszego Serca Jezusa, który jest kultem Boskiej osoby Słowa Wcielonego, zaś fizyczne Serce Jezusa jest symbolem Jego miłości do Ojca Niebieskiego w jedności Trójcy Przenajświętszej oraz symbolem Jego miłości ku ludziom. Celem tego kultu jest wynagrodzenie Bogu za ludzkie grzechy. Do jego zasadniczych praktyk należą: pobożne przeżywanie pierwszych piątków miesiąca i uroczystości Bożego Serca, połączone z Godziną św. i Komunią wynagradzającą, oraz adoracja Najświętszego Sakramentu.

oprac. ks. Krzysztof Zimończyk SCJ

Zapowiedzi ślubne II

Łaba Janusz Marek, wyznania rz-k, kawaler, zam. Pucice ul. Brzozowa

Tłomacka Wiktoria wyznania rz-k, panna, zam. Kadzidło ul. Bursztynowa

Ucińska Agnieszka wyznania rz-k, panna, zam. Załom ul. Lubczyńska

Imioło Adrian wyznania rz-k, kawaler zam. Lubań ul. Górnicza

Drodzy Parafianie,

Zwracam się dziś do Was z gorącym zaproszeniem – ale przede wszystkim z prośbą o serce, obecność i wsparcie.

W sobotę, 17 maja, przy ul. Parkowej 3 w Załomiu, odbędzie się niezwykłe wydarzenie – festyn charytatywny „Załom i Ekipa grają dla Adasia Orlika”. Organizowany przez mieszkańców naszych lokalnych sołectw, kół gospodyń wiejskich oraz ludzi dobrej woli, ten dzień poświęcony będzie jednemu celowi: pomocy choremu chłopcu, Adasiowi, który walczy z ciężką chorobą mięśni – DMD. (Dystrofią mięśni Duchenne’a).

To nie będzie zwykły festyn, a popołudnie pełne radości, rodzinnej atmosfery i wspólnego działania – z koncertami, atrakcjami, licytacjami, strefą gastronomiczną i wielką mocą dobra. Ale żeby ten dzień naprawdę miał moc – potrzebujemy Was. Potrzebujemy obecności, hojności, modlitwy i zaangażowania.

Każda złotówka, każda para rąk, każde dobre słowo ma znaczenie. Razem możemy podarować Adasiowi nie tylko wsparcie finansowe, ale i nadzieję. Nadzieję, że nie jest sam w swojej walce, że wokół są ludzie, którzy nie przechodzą obojętnie.

Dlatego z całego serca prosimy: przyjdźcie 17 maja do Załomia na ulicę Parkową 3. Zabierzcie rodziny, sąsiadów, znajomych. Spędźmy ten dzień razem – dla dobra, które wraca. Festyn rozpoczyna się o godzinie 12:00 i kończy o 18:00. Prosimy też o pomoc w pieczeniu ciast, które można przynieść 17 . 05 rano do świetlicy Załom ul. Parkowa 3.

Agata Bobryk

Theotokos malowana wiarą

Przewodnik Katolicki

fot. Alessandro Sacchi | Unsplash (cc

Musimy odwrócić perspektywę – obraz Matki Boskiej Częstochowskiej nie pokazuje Maryi i Dzieciątka, ale Jezusa, wcielonego Boga i Jego Matkę.

Legenda mówi, że pierwszy portret Maryi namalował św. Łukasz Ewangelista, kiedy słuchał opowieści Matki Bożej o Jej życiu z Jezusem. Takie pochodzenie przypisywane jest m.in. wizerunkowi Matki Bożej Śnieżnej oraz naszej Czarnej Madonnie z Jasnej Góry. To legenda, początki malarstwa maryjnego spowijają zaś ciemności, i te metaforyczne, i te dosłowne. Prawdopodobnie najstarszy zachowany obraz Maryi znajduje się na ścianie katakumb Pryscylli w Rzymie. Datowany na koniec II w. fresk przedstawia kobietę trzymającą dziecko, obok których stoi mężczyzna. Część badaczy dostrzega w tych postaciach Maryję z Dzieciątkiem i prorokiem Balaamem. W dalszej części grobowca znajduje się nieco późniejsze malowidło interpretowane jako scena zwiastowania. W obu przypadkach Maria byłaby ukazana jako Matka Jezusa, już narodzonego lub właśnie poczętego w jej łonie. Nasuwa się jednak pytanie – kim jest Jezus?

Rodzicielka Słowa


Czy Jezus jest Bogiem, czy tylko człowiekiem? Jego ciało było prawdziwe, czy pozorne? A kim jest Maryja, jaka jest Jej rola w historii zbawienia? Wczesną ikonografię maryjną kształtuje przede wszystkim kwestia tożsamości Syna Bożego. W 431 r. sobór w Efezie przyznaje Maryi tytuł Theotokos – Matki Boga – Tego, który jest Słowem Bożym, które stało się ciałem. Macierzyństwo Maryi jest świadectwem prawdziwości wcielenia Boga, a Jej wizerunki mają nam o tym przypominać. Z tego powodu Matkę Bożą tradycyjnie prawie zawsze maluje się w obecności Syna. Musimy odwrócić perspektywę – obraz Matki Boskiej Częstochowskiej nie pokazuje Maryi i Dzieciątka, ale Jezusa, wcielonego Boga i Jego Matkę. Prawdę tę w piękny sposób pokazuje XVII-wieczne malowidło z bazyliki Santa Maria Maggiore. Św. Łukasz maluje obraz Maryi, która stoi przed nim, pozując. Chociaż Maria jest sama, na powstającym obrazie Łukasza w Jej ramionach widnieje Dzieciątko. Przekaz jest prosty – gdy patrzymy na Matkę, zawsze mamy widzieć Jej Syna.

Twarze Maryi


Skąd artyści czerpią natchnienie przy tworzeniu ikonografii maryjnej? Pomocne są Pismo Święte, opowieści apokryficzne o życiu Marii, a także wcześniejsze rozwiązania ikonograficzne. – Teologia otwierała pewne koncepcje, zaś sposób ich ilustrowania bywał inspirowany pewnymi funkcjonującymi już tematami, czasem wręcz wziętymi ze sztuki pogańskiej – zauważa prof. Piotr Krasny, historyk sztuki, kurator wystawy Maria Mater Misericordiae, zorganizowanej w 2016 r. w ramach ŚDM w Krakowie. – Przykładowo dogmat o Theotokos powoduje, że zaczyna się szukać formuły Matki Bożej z Jezusem na kolanach. W sztuce starożytnej znane są przedstawienia bogiń z bóstwem, które jest ich potomkiem np. Izydy z Ozyrysem. Mogły one stanowić inspirację dla chrześcijan, choć z drugiej strony wydaje się, że naturalnym przedstawieniem dogmatu o macierzyństwie będzie przywołanie obrazu kobiety z dzieckiem.


W V stuleciu kształtują się trzy podstawowe typy wizerunków Bogarodzicy. Hodegetria, czyli „ta, która jest przewodniczką w drodze”, w jednej ręce podtrzymuje Dzieciątko, drugą na nie wskazuje jako na Tego, który jest „drogą, prawdą i życiem”. Eleusa jest czułą matką, która przytula policzek do głowy swojego dziecka. Tradycja mówi, że jest to moment, w którym Syn wyjawia Jej tajemnicę swojej śmierci i zmartwychwstania. Bogarodzica w spontanicznym geście miłości obejmuje Dzieciątko, aby je pocieszyć. Maryja zwana Orantką spogląda prosto na patrzącego, jakby chciała wezwać go, aby wraz z nią wzniósł ręce ku niebu i zaniósł swoją modlitwę do Boga. Te trzy typy wizerunków do dziś stanowią wzór dla ikon maryjnych powstających w kręgu sztuki wschodniochrześcijańskiej.

Wraz z kształtowaniem się nauczania Kościoła oraz rozwojem duchowości w ikonografii maryjnej pojawiają się nowe motywy. I tak chociaż dogmat o Niepokalanym Poczęciu zostaje przyjęty dopiero w XIX w., malarze „nieoficjalnie” zaczynają podejmować ten temat już znacznie wcześniej. Niepokalane poczęcie przedstawia się m.in. przez scenę pocałunku rodziców Maryi, Joachima i Anny, gdyż według apokryfów to właśnie za jego sprawą miało dojść do poczęcia Marii Panny. Scenę tę uwiecznia m.in. piękny fresk Giotta di Bondone Spotkanie przy Złotej Bramie z początku XIV w. Gdy w XIII w. kaznodzieje zaczynają akcentować rolę uczuć i emocji w przeżywaniu wiary, wielką popularność zdobywają przedstawienia piet. Ukazanie umęczonego ciała Jezusa i cierpienia Jego Matki ma na celu poruszyć serca wiernych oraz skierować ich myśli ku Bogu.

Między doktryną a herezją


Magisterium Kościoła rzadko wypowiada się otwarcie, które wizerunki Matki Bożej są poprawne z punktu widzenia prawd wiary, a które są już niebezpiecznym nadużyciem, zostawiając te kwestie w gestii lokalnych władz kościelnych i teologów. – Znana jest kwestia podjęta przez Jana Gersona, francuskiego teologa z przełomu XIII i XIV w., który zaatakował przedstawienia tzw. Madonny szafkowej – opowiada prof. Krasny. – Były to figurki Matki Bożej, które zamknięte ukazywały Maryję z Dzieciątkiem, a po otwarciu przedstawiały Trójcę Świętą, znajdującą się niejako wewnątrz Marii. Gerson uznał, że jest to wyraz mariolatrii, czyli przekonania, że Maryja jest kimś większym od samego Boga. Pod wpływem autorytetu jego i innych teologów rzeczywiście wycofano się z tego wizerunku.

Kontrowersje wzbudzają także wizerunki Mater Misericordiae, czyli Matki Miłosierdzia. Maryja występuje w nich w roli Opiekunki ludzi, która ukrywa wiernych pod swoim płaszczem. Z czasem motyw jednak ewoluuje, a na niektórych obrazach pojawia się postać Boga Ojca lub Chrystusa, który rzuca w ludzi pęk strzał symbolizujących zarazę, głód i wojnę. I tak Maryja zamiast prowadzić ludzi do Pana, chroni ich przed Bogiem, w którym widzi się wroga ludzkości. W kolejnych wiekach motyw upraszcza się do samej figury Matki Bożej, trzymającej w ręku pęk złamanych strzał „Bożego gniewu”. Taki obraz namalowany w XVIII w. możemy zobaczyć m.in. w kościele Mariackim w Krakowie.

„Nigdy dosyć o Maryi” – zwykł mawiać św. Bernard. Nie sposób zliczyć ani opisać wszystkich obrazów, rzeźb czy witraży, które przedstawiają Matkę Bożą oraz symboli, które się do Niej odnoszą. Ikonografia maryjna zdumiewa swoim ogromem oraz różnorodnością. Nic dziwnego. Przecież jak mówią słowa Akatystu, Maria jest „głębiną nawet anielskim okiem niezbadaną”, a co dopiero okiem człowieka.

Agata Bobryk