Skoncentrowanie na Miłości czyli mistyka na podstawie Twierdzy wewnętrznej

Zeszyty Karmelitańskie

fot. Office Central de Lisieux ©

Oto postawa, która streszcza duchowość św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Teresa, kochając, uświęca życie. Ma żywą świadomość tego, że gdy się kocha, rzeczywistość staje się inna, piękniejsza. Miłość Jezusa nadaje treść najdrobniejszemu z jej uczynków. Pokazuje to Teresa w liście z 22 maja 1894 roku do swojej siostry Leonii:

Mistyka – wypowiadając często to słowo, mamy na myśli wielkich świętych, sytuacje, wydarzenia, łaski nadzwyczajne, które są przeznaczone tylko dla nielicznych. Myślimy zaraz o stygmatach, bilokacji, lewitacji, widzeniach, szczególnych dotknięciach Pana Boga, czyli tak naprawdę o przeróżnych stanach, o których pisze św. Teresa w końcowych mieszkaniach swojej Twierdzy wewnętrznej. Zazwyczaj tak to bywa, że czytamy te strony jej dzieła z przejęciem, czasem z niedowierzaniem, czasem z niezrozumieniem, ale ostatecznie z perspektywy kogoś, kogo nigdy to nie spotka. Czytamy nawet jak baśń, czy rzeczywistość tylko dla nielicznych i wyjątkowych. A co chciałaby nam powiedzieć o mistyce św. Teresa, szczególnie w kontekście słów Karla Rahnera: „Każdy współczesny chrześcijanin powinien być mistykiem, zanurzyć się w tym wszystkim co daje Bóg, zanurzyć się w Nim Samym – w Trójcy Świętej”.

Całkowita uległość woli Boga


Św. Teresa powie o konkretnych rzeczach, których Pan Bóg od nas pragnie, abyśmy w gruncie rzeczy pozwalali się nieustannie przemieniać przez Ducha Świętego. Najpierw, rzecz podstawowa, ale i trudna dla nas: całkowita uległość. Zazwyczaj jest tak, że prowadzimy wewnętrzną dyskusję, monolog z samymi sobą albo dialog z Bogiem o tym, co nas spotyka. Czasem nie widzimy w tym sensu, nie rozumiemy tego, co się dzieje, czasem nie zgadzamy się z tym wszystkim, buntujemy się w głębi serca. Bóg natomiast pragnie zjednoczenia naszej woli z Jego wolą. Pragnie zgody na wszystko. Potrzebna jest dziecięca prostota, zaufanie, zawierzenie, czyli uwierzenie, że Jego prowadzenie jest najlepsze, że On nigdy nas nie opuści, nigdy nie skrzywdzi. Jego plan na nasze życie, Jego prowadzenie jest najlepsze z możliwych. Uległość bezgraniczna i całkowita woli Boga.

Właśnie w związku z tym Jezus pragnie także naszej dyspozycyjności i otwartości na Jego przemieniające nas od wewnątrz Boże działanie. Bóg jako ten, który kocha, pragnie, żebrze niemalże, błaga o naszą miłość względem Niego samego, względem naszych braci i sióstr, względem Kościoła, względem całego świata: „Ale może jeszcze nie wiemy, co to jest miłość, czemu zresztą nie bardzo bym się dziwiła. Otóż wiedzmy, że nie ta dusza więcej miłuje, która większych doznaje smaków i słodkości, ale ta, która mocniejsze ma postanowienie i usilniejsze pragnienie we wszystkim podobać się Bogu i pilniej się stara o to, by w niczym Go nie obrazić i goręcej Go błaga o coraz dalsze rozszerzenie czci i chwały Syna Jego, i coraz wyższy wzrost świętego Kościoła katolickiego” (T IV, 1,7).

Skupienie na Dawcy


Św. Teresa od Jezusa tak wykrzyczy rozumiejąc głębokie pragnienie Serca Boga: „Nie tędy droga, siostry, nie tędy! Bóg żąda uczynków!” (T V 3,11). A my zazwyczaj bardziej skupiamy się na łaskach, nie chcemy ich uronić, zazdrościmy czasem świętym, że Pan Bóg ich wybrał i tak obdarzył. A czemu nie mnie? Czemu Pan Bóg zwleka, pomimo mojej wierności, z obdarowaniem swoimi darami, łaskami nadzwyczajnymi, łaskami mistycznymi, zaręczynami duchowymi, małżeństwem duchowym, widzeniami, przebiciem serca? I często prosimy gdzieś w głębi serca o te dary, charyzmaty, bo w nich w gruncie rzeczy widzimy świętość. Jakby to one, a nie coś innego, były gwarantowanym miernikiem świętości.

Jezus natomiast chciałby nam wyraźnie powiedzieć, że nie o to chodzi, chodzi o coś zupełnie innego. A o co? Posłuchajmy św. Teresy: „Łaski te, tak wzniosłe, wzbudzają w duszy (…) pragnienie posiadania już zupełnie Tego, który ją nimi obdarza” (T VI, 6,1). Pan Bóg tak bardzo pragnie i tęskni za tym, żebyśmy w końcu skupili się na Nim. Pragnie być zauważonym. Nie chce byśmy skupiali się na prezentach, darach, tysiącach różnych rzeczy, tylko zauważyli Jego. Abyśmy dostrzegli Boga, który „do końca nas umiłował”, który nie zatrzymał się przed niczym, nie zawahał się oddać wszystkiego, oddać Siebie. I nie waha się nadal dawać nam Siebie w Eucharystii, bez reszty, bez cienia wątpliwości z Jego strony.

Zwrócić swój wzrok na Boga, nie na łaski, które daje, ale rzeczywiście skupić wzrok własnego serca na Nim samym. Człowiek, który zaczyna rozumieć tę prawdę, zaczyna inaczej patrzeć na swoje życie, na swoją przeszłość, na swoje grzechy, które mu się co jakiś czas przypominają: „Dusza tu nie myśli o karach, na które za swoje grzechy zasłużyła; to ją boli, że tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle zawdzięcza” (T VI, 7,2).

Patrzeć zawsze i wszędzie w kluczu osoby, nie patrzeć w sposób formalny, przekroczenia jakichś praw, ani też w sposób perfekcyjny albo zasłużenia sobie na coś. Popatrzeć na Jezusa Człowieka, jako na kogoś przecież z krwi i kości, którego dotyka niewierność, obojętność, obrócenie się plecami. Jednocześnie urzeka Go niesłychanie przyjście do Niego, rozmowa, dzielenie się wszystkim, przebywanie w Jego obecności. Ta praktyka, a potem łaska przebywania z Nim jest czymś, co przemienia serce i powoduje szczególne zjednoczenie: „Otóż bywa tak, że w chwili, gdy dusza ani się spodziewa, by miała otrzymać taką łaskę i nigdy jej nawet przez myśl nie przeszło, by mogła na coś podobnego zasłużyć, nagle czuje przy sobie Pana naszego Jezusa Chrystusa, choć Go ani oczyma ciała, ani wzrokiem wewnętrznym nie widzi” (T VI, 8,2).

Przemieniająca bliskość


Bóg umacniając nas, przebywając z nami, otwiera również swoje serce i swoje najgłębsze tajemnice. Mówi, jak do Apostołów, którym wyjaśniał szczegółowo przypowieści wypowiadane publicznie. A zatem mieli oni dostęp do głębi Jego serca, jako najbliżsi przyjaciele. I teraz także Bóg chce znaleźć tych przyjaciół właśnie w nas. Chce byśmy to my stali się Jego najbliższymi uczniami, abyśmy Mu towarzyszyli. A wtedy stanie się coś niesłychanego: zaczniemy patrzeć Jego oczami na siebie samych, na drugiego człowieka, na świat: „Tu już Bóg w swojej dobroci zdejmuje duszy łuski z oczu” (T VII, 1, 6).

Opadną nam łuski z oczu, które często powodują w nas niezadowolenie, zacietrzewienie, skupienie się na sobie, na swoich emocjach. Tutaj Pan Bóg pokazuje świat i wszystko z zupełnie innej perspektywy, swojej perspektywy. I to właśnie jest mistyka. Patrzeć jak Jezus, przeżywać jak Jezus, doświadczać jak Jezus, pozwolić się przemieniać w Niego. Żyć tak jak On i kochać tak jak On kocha. A św. Teresa na samym końcu Twierdzy wewnętrznej bardzo wyraźnie powtórzy nam słowa o miłości bliźniego, o dziełach których pragnie Bóg, mówiąc w taki sposób: „To jest, córki, kres modlitwy; do tego ma służyć i to małżeństwo duchowe, aby z niego rodziły się czyny, i jeszcze raz czyny” (T VII, 4,6).

Mistyka to ostatecznie skoncentrowanie całego swego serca, całego swojego życia, każdej chwili, każdego oddechu na miłości. Św. Teresa proponuje nam drogę miłości, bo tak żyje Jezus, to jest w rzeczywistości klucz jej życia. Taka jest jej mistyka. To właśnie w tym zawiera się przylgnięcie do Boga i pozwolenie, aby przemienił nas przez miłość. To z tej perspektywy patrzeć na wszystko, co się dzieje i wszystko, co przed nami. Doskonale zrozumiała to św. Teresa od Dzieciątka Jezus, która uczyniła z tej prawdy motto swojego życia: Żyć miłością w codzienności. Przeżywać tę codzienność razem z Jezusem, do Niego wszystko odnosić. Mała Teresa, jako wierna córka św. Teresy od Jezusa powie nam, streszczając całą doktrynę wielkiej Teresy w swoim wierszu:


W wieczór miłości, już bez przypowieści
Rzekł Jezus uczniom: Ten, kto mnie miłuje
I wszystko, co się w mej nauce mieści,
Ochotnym sercem chować usiłuje,
Ten i od Ojca umiłowan będzie –
Ojciec wraz z Synem u niego zagości
I już na ziemi odpoczywać będzie
W wiecznej miłości.

Więc żyć miłością – to posiadać Ciebie,
O Jezu, – Ojca Słowo wiekuiste,
I w Twej miłości zgubić całą siebie
I wchłaniać Ducha płomienie ogniste,
Bo kiedy Ciebie o Jezu miłuję,
Wtedy i Ojciec cały mi się daje,
Trójca Najświętsza w mej duszy się staje
Więźniem miłości.

Więc żyć miłością jest to – Królu chwały –
Żyć Twoim życiem – wesele przeczyste!
Jak Ty ukryty żyjesz w hostii białej,
Tak ja się ukryć chcę z Tobą, o Chryste!
Dwom miłośnikom samotności trzeba –
Spojrzenie Twoje całą mą radością,
W nim tu na ziemi mam już przedsmak nieba,
Żyję miłością!

By żyć miłością, nie w Taboru chwale
Stawiać nam trzeba przybytki na ziemi,
Lecz za Jezusem mężnie i wytrwale
Wciąż postępować śladami krwawymi.
W niebie spoczynek czeka na mnie błogi –
Tu, krzyż jedyną moją szczęśliwością,
Patrząc na niego, jako na skarb drogi,
Żyję miłością!

Ach żyć miłością – to dawać bez miary,
Bo kto miłuje, w liczbach się nie gubi,
I nic nie żąda za swoje ofiary,
Wiedząc, że miłość rachować nie lubi.
Lekko biec mogę bo wszystko oddałam
Sercu Bożemu, co tryska słodkością
Jeden skarb tylko sobie zatrzymałam
Żyję miłością!


Paweł Hańczak OCD