ks. Krzysztof Porosło Pan przyjdzie dzisiaj

Przewodnik Katolicki

fot. Steven Su | Unsplash (cc)

Tak często się nam mówi, że Adwent jest czasem oczekiwania na przyjście Jezusa, że możemy zupełnie nie zauważyć jego najważniejszego wymiaru: że Pan przychodzi także dzisiaj.

Na ten szczegół w myśleniu o Adwencie praktycznie nikt nie zwraca uwagi. Tak bardzo się koncentrujemy na tym, że Adwent przygotowuje nas na powtórne przyjście Jezusa na końcu czasów i na celebrację Jego narodzin w betlejemskiej grocie, że nie zauważamy pierwszego przekazu, jaki kieruje do nas liturgia Adwentu. Bez wątpienia dzieje się tak również dlatego, że można to zauważyć tylko w łacińskim tekście liturgicznych modlitw. Liturgia pierwszej niedzieli Adwentu (zarówno liturgii godzin, jak i Mszy św.) rozpoczyna się od litery „A”. „A” jak Alfa, czyli początek, którym jest Jezus Chrystus: Annuntiáte pópulis et dícite (Zwiastuję narodom nowinę) – czytamy w pierwszych nieszporach Adwentu i Ad te levávi ánimam meam (Do Ciebie wznoszę moją duszę) – wołamy na początku Mszy.

Pierwsze przesłanie Adwentu


To nie jest przypadek czy szczęśliwy zbieg okoliczności. Liturgia Adwentu chce nam wpierw powiedzieć, że Jezus jest nie tylko tym, którego oczekujemy na końcu czasów, jako finału całej historii. On jest też jej początkiem. On jest tym, od którego wszystko zależy, dla którego i przez którego wszystko zostało stworzone.


Cały rok liturgiczny rozpoczynamy więc od pokreślenia, że wszystko zaczyna się w Chrystusie i że całą historię świata możemy zrozumieć dopiero, jak popatrzymy na tajemnicę Jego przyjścia na świat we wcieleniu i narodzeniu. Cały świat został stworzony właśnie dla tego dnia, w którym Bóg zapragnął stać się człowiekiem, stać się Bogiem-z-nami, Emmanuelem. Bóg, który objawił się Mojżeszowi jako „Jestem, który jestem”, w Chrystusie jakby dopowiadał jeszcze coś do tego świętego imienia. Jakby mówił, że nie tylko jest tym, który istnieje, ale jest Bogiem obecnym tu i teraz, jest Bogiem obecnym dla nas. W Jezusie imię Boga oznacza „Jestem, który jestem tutaj dla ciebie”. To pierwsze przesłanie, które niesie dla nas Adwent.

Dwie części Adwentu


W wielu komentarzach czy wprowadzeniach do liturgii Adwentu usłyszymy, że Adwent dzieli się na dwie części. Zazwyczaj się podkreśla, że pierwsza część Adwentu przygotowuje nas na paruzję, czyli przyjście Jezusa na końcu czasów, zaś druga część – rozpoczynająca się od 17 grudnia – jest skoncentrowana na bezpośrednim przygotowaniu do Bożego Narodzenia. I chociaż ten podział nie jest bez uzasadnienia, to jednak jestem bardzo daleko od stawiania tutaj jakichś ostrych granic w podziale tego okresu. W Adwencie, co zobaczymy wyraźnie we wszystkich poruszanych w tych rozważaniach tematach, różne wymiary tajemnicy Jezusa będą się co chwilę wzajemnie przenikać. Sama liturgia Adwentu wielokrotnie będzie to wyraźnie zaznaczać, chociażby przez dwie adwentowe prefacje, z których jedną odmawia się w pierwszej części Adwentu, a drugą w drugiej. Mimo to w obu prefacjach usłyszymy, że jest to czas oczekiwania na Jego przyjście w blasku swej chwały oraz przygotowanie do świętowania wspomnienia Jego pierwszego przyjścia w ludzkiej naturze.

Czy Adwent to na pewno przyjście?


Dlaczego tak mocno podkreślam, że nie należy w adwentowym oczekiwaniu rozdzielać od siebie tych dwóch przenikających się tematów? Może dlatego, że i samo słowo „adwent”, którym nazywamy ten liturgiczny okres, nosi w sobie swoistą dwuznaczność. To słowo pochodzenia łacińskiego najczęściej tłumaczymy jako „przyjście”. Słowo adventus wskazywałoby zatem, że jest ktoś, kto przychodzi, a kogo jeszcze nie ma. Jednakże pierwotne znaczenie tego słowa wskazuje raczej na sam moment przyjścia.


Słowo adventus miało swoją świecką historię, jeszcze zanim zrobiło karierę w kościelnym kalendarzu liturgicznym. W języku Cesarstwa Rzymskiego używano go do wyrażenia uroczystego wjazdu cesarza do jakiegoś miasta, któremu towarzyszyło przygotowanie, oczekiwanie, uroczysty korowód, śpiew i radość. Widzimy zatem, że słowo „adwent” oznacza uroczyste, triumfalne przyjście króla do miasta, a nie tylko oczekiwanie na to przyjście. A akcent jest stawiany bardziej na obecność niż oczekiwanie. Adwent rozgrywa się między gorącym oczekiwaniem na przyjście Pana, aby zakrólował w naszym życiu, a odkrywaniem Jego wielorakiej obecności wśród nas.

Czuwaj!


Ewangelia pierwszej niedzieli Adwentu (Mt 24, 37–44) streszcza się w kluczowym jej zdaniu: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie”. Przesłanie Ewangelii jest jasne: to, że Pan przyjdzie, jest całkowicie pewne. Niepewne jest tylko to, czy ja będę gotowy na to przyjście. I chociaż zazwyczaj czytamy tę Ewangelię w kontekście ostatecznego przyjścia Jezusa, w kontekście paruzji, to jednak mówi ona o każdym z naszych dni. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że tak często wydaje mi się, że Bóg mnie opuścił, że nie słyszy mojej modlitwy, że Go nie ma, właśnie dlatego, że to ja nie jestem czuwający, a nie dlatego, że Jego faktycznie nie ma. To ja Go nie słucham, to ja się Nim nie interesuję, to ja Go nie dostrzegam, to ja Go wypraszam z mojego życia przez grzech. Problem jest po mojej stronie, nie po Jego!


Czy nie masz tak, że umiesz doskonale nazwać swój grzech, że wiesz nawet, co jest jego przyczyną, że umiesz powiedzieć, jakie symptomy towarzyszą rodzącej się pokusie? Wręcz mógłbyś jako ekspert wygłosić wyczerpujący wykład na temat tego grzechu. Już wszystko o nim wiesz. Wypowiadasz mu wojnę, nie chcesz go już nigdy więcej popełnić. I kiedy przychodzi co do czego, to po raz tysięczny jesteś rozłożony na łopatki, nawet bez specjalnej walki. Okazujesz się kompletnie bezradny wobec niego. Zabrakło tylko jednego, bo wszystko inne było przygotowane do walki: brakło czujności. Znów dałeś sobie wmówić, że jesteś bezpieczny, że teraz już cię nie pokona, że możesz z nim wejść w dialog, bo jesteś silniejszy od niego. Nie czuwałeś, on znów wygrał.


Czy nie pytamy na modlitwie Boga z rozpaczliwym wołaniem „Gdzie jesteś?”, a doskonale wiemy, że nasza modlitwa jest byle jaka, że jest niekonsekwentna, nieregularna i że klękamy do niej w ostateczności, jak już sobie z czymś nie radzimy? Czuwać to również znaczy być wiernym codziennej modlitwie, nawet jak ci się nie chce, nawet jak jesteś zupełnie wykończony, nawet jak nie widzisz jej sensu. Po prostu jesteś tam, gdzie masz być: na modlitwie.


Czuwać to przede wszystkim być w stanie łaski uświęcającej. Wstrząsające było przemówienie papieża Franciszka wygłoszone w 2014 r. w Instytucie Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie. Mówił on o poszukiwaniu człowieka przez Boga. Okazuje się, że to człowiek gubi się znacznie częściej niż Bóg. Na nasze pytanie „Boże, gdzie jesteś?”, bardzo często odpowiedź Boga także musi być pytaniem: „Adamie, gdzie jesteś?”. To nie tak, że Bóg nie wie, gdzie jest Adam. Problem jest w tym, że Bóg po grzechu już nie rozpoznaje człowieka, już nie rozpoznaje swojego dziecka w człowieku. Papież Franciszek wkładając te słowa w usta Boga, pyta: „Kim jesteś, człowieku? Już cię nie rozpoznaję. Kim jesteś, człowieku? Kim się stałeś?”. Czuwać to ze wszystkich sił bronić w sobie obrazu Bożego, aby Bóg patrząc na mnie, umiał we mnie rozpoznać swojego syna.

Przyjdę dzisiaj!


I chociaż Ewangelia pierwszej niedzieli Adwentu mówi nam, że nie wiemy, kiedy Pan domu przyjdzie, to jednak zmysł liturgii podpowiada nam, że stanie się to dzisiaj. To, co w celebrowanej liturgii jest najbardziej charakterystyczne, to fakt, że ona celebruje tajemnicę, która dzieje się dzisiaj. Nie jutro albo wczoraj, ale dzisiaj. Bo zbawienie nie dokonuje się inaczej, jak właśnie dzisiaj. Bo Pan nie przychodzi jutro, albo pojutrze, ale przychodzi do nas dzisiaj. I chociaż się wydaje, że Adwent jest czasem oczekiwania na Pana, który przyjdzie na końcu wieków (nie wiadomo kiedy?), lub który przyjdzie przez narodziny w Betlejem (25 grudnia), to jednak najważniejsze w Adwencie jest dostrzeżenie, że Pan przychodzi do mnie dzisiaj.


To też jest najtrudniejsze. Bo dzisiaj muszę być gotowy, bo dzisiaj muszę na Niego czekać, bo dzisiaj muszę otworzyć moje serce na przyjęcie Go. Nie jest łatwo się nawrócić dzisiaj. Bo to oznacza zmiany, to oznacza jakąś pracę i zmaganie, bo to może oznaczać wejście w coś zupełnie nowego i porzucenie tego, do czego się już przyzwyczaiłem. Ale tylko gotowość do przyjęcie Pana przychodzącego dzisiaj jest wyzwalająca. Bo to uwalnia od paraliżującej przeszłości, która ci wmawia, że już wszystko stracone, że jesteś beznadziejny, że nie ma dla ciebie przebaczenia. Ale „dzisiaj” wyzwala również od lęku przed przyszłością, która próbuje ci wmówić, że i tak nic z tego nie wyjdzie, że wrócisz do swojego grzechu, że nic się nie zmieni. Dlatego właśnie Bóg daje ci Adwent: nie tyle czas oczekiwania na przyjście, co czas przychodzenia Pana dzisiaj.

ks. Krzysztof Porosło
Przewodnik Katolicki 48/2016