Adwent, który boli
fot. Paul Zoetemeijer | Unsplash (cc)
Papież Benedykt pisał o „eucharystycznym stylu życia”. Chrześcijaństwo nie polega na deklaracjach, ale na tym, żeby ludzie przemienieni Eucharystią szli w świat i przemieniali go swoją obecnością. Tegoroczny Adwent chcemy przeżyć tak, by „eucharystyczny styl życia” stał się naszym stylem. Żeby słowo stało się Ciałem w naszej codzienności.
Adwentu nie trzeba się uczyć. Adwent jest dla człowieka stanem absolutnie naturalnym. Człowiek, kimkolwiek jest, w cokolwiek wierzy, gdziekolwiek żyje, zawsze ma w sobie jakieś oczekiwanie i zawsze ma przed sobą jakąś obietnicę, która pozwala mu czuć się bezpieczniej, która oswaja nieco jego nieznaną jeszcze przyszłość.
Adwent jest wszędzie
Można zaryzykować tezę jeszcze odważniejszą. Niezależnie od tego, kim człowiek jest, w co wierzy i gdzie żyje, zawsze oczekuje, że jakieś słowo, które usłyszał, stanie się ciałem. To oczekiwanie nigdy się nie kończy, choć w większości sytuacji nawet nie jest zauważone. Kiedy jednak idziemy do lekarza, zakładamy, że wypełni się jego obietnica złożona w przyrzeczeniu lekarskim, że będzie służył naszemu życiu i zdrowiu, pomagał niezależnie od naszej rasy, religii i poglądów i że stale będzie poszerzał swoją wiedzę. Jeśli mamy męża czy żonę, spodziewamy się, że to, co mówiła lata temu przed ołtarzem, nie było tylko słowami o miłości i wierności, ale że stały się one ciałem. Choć tysiące reklam każdego dnia uodporniły nas nieco na obiecanki cacanki, to jednak obietnica złożona twarzą w twarz przez kogoś, komu ufamy, jest zobowiązująca. I nic nie boli bardziej niż jej złamanie, niż pozostawienie na poziomie samego tylko pustego słowa. Słowo ma stawać się ciałem, inaczej burzy się jakiś mały porządek naszego świata.
Pragnienie
Skąd to nasze pragnienie, by słowo stawało się ciałem? Jest gdzieś w nas przekonanie, że słowo ma swoją wartość – nie chcemy, żeby pozostawało puste. Wartość i moc słowa sprawdza się dopiero wtedy, gdy słowo wypełnia się ciałem.
Dane słowo, obietnica sprawiają, że w niepewnym świecie czujemy się bezpieczniej. Dane słowo, obietnica prowadzi nas w przyszłość i mówi: „patrz, tak to będzie wyglądało, nie bój się nieznanego”. Ten, kto nie zna żadnych obietnic, traci nadzieję i trudno mu znaleźć wolę walki o przyszłość. Jeśli nie wie, co będzie – po co i o co walczyć?
Problem ze słowem jest tylko jeden. Dopóki wypowiada je człowiek, nie ma ono gwarancji wypełnienia. Pozostaje tylko nadzieją, której spełnienia nikt zagwarantować nie może. Cóż: człowiek nie ma wglądu w przyszłość. Nie ma też mocy zmieniania świata. Nawet obietnicy „będę u ciebie za godzinę” może nie dotrzymać, kiedy wjedzie w niego rozpędzony kierowca.
Słowo wypełnione
Człowiek potrzebuje obietnicy, słowa większego niż to zawodne i ludzkie. Potrzebuje takiego słowa, którego będzie się mógł uchwycić i na nim zbudować nadzieję na przyszłość z wiarą, że ten, kto słowo daje, ma moc je wypełnić. Że to słowo nie zawiedzie.
Bóg dawał to słowo przez wieki – od Abrahama i Mojżesza aż po najmłodszych proroków. To były słowa. Aż przyszedł moment, że Jego słowo stało się Ciałem. Wypełniło się. Wszystkie obietnice, jakie Bóg składał, spełniły się w Jezusie: w małym chłopcu, urodzonym w stajence, który miał iść na krzyż i zmartwychwstać.
Słowo stało się Ciałem w sposób najpełniejszy i najbardziej doskonały. Bóg pozostał wierny swojemu słowu. Bóg dotrzymał słowa. Bóg nie zostawił człowieka w sytuacji dla niego beznadziejnej, po grzechu, który zerwał życiodajną więź ze Stwórcą.
My w Adwencie
Jakiego słowa dziś potrzebujemy? Jakiej obietnicy? Pandemia trwa już drugi rok i wciąż ludzie umierają. W jednych rodzi się bunt, w innych gniew, w jeszcze innych rozczarowanie i zmęczenie. W lasach przy granicy umierają ludzie. Żołnierze i Straż Graniczna wypełniają swoje obowiązki zawodowe, a ich bliscy drżą o ich bezpieczeństwo. Aktywiści chodzą na spacery do lasu, z wodą, butami i batonami energetycznymi, żeby wypełnić swój obowiązek moralny. Miliony ludzi przed ekranami komputerów i telewizorów słucha przekazów o strachu, ataku, wojnie. Miliony spierają się o to, na co nie mają wpływu. Potępiają i wynoszą na ołtarze. Wszyscy zmęczeni i niepewni jutra.
W szpitalu umiera młoda kobieta, która bardzo chciała żyć. Inne kobiety w protestach wychodzą na ulice. W Kościele wciąż wisi nam nad głową nierozwiązana jeszcze do końca sprawa nadużyć seksualnych wobec małoletnich. Trwa synod (synod o synodalności 2021-2023 – przyp. red.), jakiego nigdy nie było i którego wszyscy próbują się dopiero nauczyć. W rodzinach już dawno przestaliśmy rozmawiać o sprawach najważniejszych: o wartościach, bo przecież zaraz za rogiem czai się polityka, a ona rodziny zabija najmocniej.
To wszystko jest kontekstem naszego Adwentu. Z tym wszystkim w Adwent wchodzimy: bezradni, bezsilni, zmęczeni, z milionem pytań. Co będzie z nami? Jacy będziemy? Kto nam pomoże, poukłada, wyjaśni? Kto nas wreszcie pogodzi, żeby znów było normalnie?
Adwent jest dobry
Ani nasz stan rozbicia, ani pytania nie są złe. To wszystko jest dowodem na to, że Adwent trwa nieustannie. To wszystko jest dowodem na to, że jest w nas tęsknota, że tli się w nas jeszcze nadzieja i pragnienie piękna, dobra, miłości, sprawiedliwości i prawdy. A dopóki nadzieja się tli, jesteśmy żywi. Dopóki się tli, jest dowodem na to, że miłość i prawda istnieją. Dopóki się tli, może zostać wypełniona. Za słowem może przyjść Ciało.
Na tym właśnie polega Adwent. Nie na tym wcale, żeby uciekać od życia i zamykać się w hermetycznym, pobożnym wprawdzie, acz nieco nierzeczywistym świecie. Adwent polega najpierw na zobaczeniu swojej kondycji, choćby była najsłabsza. Polega na wyczytaniu z owej kondycji własnych tęsknot. Polega wreszcie na odkryciu, że wszystkie tęsknoty, które mamy, mogą być wypełnione – że one już stały się Ciałem i stają się nim dla nas każdego dnia – w Chrystusie. Że jeśli będziemy żyli w Chrystusie, jeśli będziemy Nim się karmili, możliwe będzie i piękno, i dobro, i miłość, i prawda. Nie ma bowiem takiej bezsilności, na którą by nie odpowiedziała Jego spełniona obietnica. Nie ma takiej bezsilności, która pokonałaby człowieka karmiącego się Bogiem – Ciałem wszystkich wypełnionych słów obietnicy.
Monika Białkowska