Ks. Rafał Masarczyk SDS

Wyspa miłości

materiał własny

fot. Evan Leith | Unsplash (cc)

Ostatnio natknąłem się na ciekawą bajkę. Otóż na oceanie była bajecznie zielona wyspa, na której mieszkała miłość, odwaga, bogactwo, duma i radość. Żyli sobie w harmonii i szczęśliwości, jak w raju. Ale jak to bywa na oceanie, niektóre wyspy na skutek ruchów tektonicznych zostają zalane wodami oceanu. Naszą wyspę szczęścia spotkało to samo. Wszyscy zaczęli szybko ją opuszczać, z wyjątkiem miłości. Ona bardziej niż inni była przywiązana do wyspy, miała nadzieję, że nie cała wyspa pogrąży się w oceanie. Tak, więc odwaga, bogactwo, duma i radość wsiadły na swoje statki i wypłynęły na ocean, krążąc niedaleko. Jednie miłość została.

Kiedy ostatnia część ziemi zaczęła się chwiać niebezpiecznie, zaczęła wołać o pomoc. Najpierw podpłynęła odwaga, zaczęła się tłumaczyć, że nie może nikogo wziąć na pokład, bo jej statek bojowy jest załadowany amunicją, przygotowuje się, bowiem do walki i niestety nie ma miejsca na pokładzie. Następnie podpłynęło bogactwo, ale także nie miało miejsca dla miłości na pokładzie statek był załadowany złotem, srebrem i drogocennymi kamieniami. Kolejno przypłynęła duma na swoim wspaniały żaglowcu, także nie miała jednak miejsca, cały pokład miała załadowany bardzo ważnymi sprawami. Niedaleko przepływała radość zbyt jednak była zajęta radowaniem się, że nie zauważyła, że miłość potrzebuje pomocy.

Nagle do tonącej wyspy podpłynęła wolno, skromna wiosłowa łódka, a w niej staruszek czas. Ja ciebie wezmę – powiedział i tak też uczynił. Od tej pory miłość zawsze wiąże się z czasem. On weryfikuje czy to, co nazywamy miłością, naprawdę miłością jest, czy tylko zwyczajnym zauroczeniem lub pustą obietnicą. Każda miłość zostaje poddana próbie czasu.

Miłość ma także inny związek z czasem. Polega ona między innymi na tym, że mamy czas dla osoby, którą kochamy i nie tylko wtedy, gdy chcemy miło i radośnie spędzić czas, ale wtedy, gdy jesteśmy obecni przy kimś, kto przeżywa swoje ciężkie chwile. Kiedy jedyną rzeczą jaką możemy dla niego zrobić to być przy nim…

Taką drogą miłości szła bł. Matka Teresa. Kiedy rozpoczynała swoją działalność, pierwszą rzeczą jaką zrobiła było zabranie z ulicy umierającego człowieka, zaniesienie go do nieużywanej świątyni buddyjskiej, umycie go i czuwanie przy nim aż do jego śmierci. Tak by mógł godnie umrzeć i nie czuł się aż tak osamotniony. Bł. Matka Teresa dała mu po prostu swój czas.


Jak bardzo dobrze rozumiała to bł. Matka Teresa z Kalkuty świadczy jedna z jej wypowiedzi: „Ludzie dzisiaj są spragnieni miłości, rozumiejącej miłości, która jest potężniejsza od samotności i nędzy i która jest jedyną na nie odpowiedzią.”

Taka forma miłości jaką prezentowała, a która polegała na tym by być z osobą potrzebującą jest chyba najwłaściwszym rozwiązaniem problemu biedy i nędzy. Potwierdza to jakby życie. Pamiętam kilka lat temu w sąsiedztwie mieszkała dobra starsza pani, wrażliwa na potrzeby innych. Pomagała wielu ludziom dając im co mogła. Pomagała też jednej młodej kobiecie, która często dzwoniła do jej drzwi. Starsza Pani litując się nad tragiczną sytuacją młodej osoby, ciągle dawała jej jakieś pieniążki. Faktycznie osoba ta miała trudną sytuację, nie miała światła w domu, na utrzymaniu miała dwójkę dzieci, na które nie dostawała alimentów. Ale po jakimś czasie zaczęło babci brakować pieniędzy na zaspokojenie swoich skromnych potrzeb, nie miała jednak sumienia odmówić proszącej.

Pewnego dnia gdy spotkałem ciągle potrzebującą i zapytałem, czy nie powinna gdzieś indziej szukać pomocy bo emerytka nie jest wstanie wziąć ja na utrzymanie i, że powinna mieć jakiś umiar i nie przychodzić codziennie po pomoc. Ona uśmiechnęła się jak dziecko przyłapane na kłamstwie i mówi mi, że nie przychodzi codziennie tylko co drugi dzień. Poza tym jak babcia daje to, dlaczego miałabym nie brać. Zrobiło mi się strasznie smutno.

Czy dobroć zawsze musi być nadużywana? Nie najlepiej zacząłem też myśleć o tej młodej matce, myślałem sobie: 'tak wysiadywać na ławce z koleżankami to czas ma, a pochodzić za swoimi sprawami czasu nie ma’. Po dłuższym zastanowieniu doszedłem jednak do wniosku, że ta młoda kobieta nie jest winna. Ktoś jej nie nauczył dbać o swoje życie, duże dziecko ma po prostu dzieci. Nie można jej pomóc dając jej pieniądze bo to nic nie zmieni w jej życiu. Z nią by należało być ucząc ją jak radzić sobie z problemami życia. To często robią siostry bł. Matki Teresy z Kalkuty.

ks. Rafał Masarczyk SDS
Oborniki Śląskie 25.10.2003

katolik.pl