Marc Rastoin SJ

Uczucia – trwałość ograniczona

Szum z Nieba

fot. Mariano Baraldi | Unsplash (cc)

„Tak, to prawda, nie jesteśmy już razem – przyznaje w wywiadzie kolejna celebrytka. Przestaliśmy się kochać. Okazało się, że to jednak nie było prawdziwe uczucie. W tej sytuacji jedynym uczciwym rozwiązaniem jest rozwód”. Czy są uczucia prawdziwe i nieprawdziwe? A może w miłości chodzi o coś więcej, niż o nie? Czy naturalne „falowanie” uczuć zwalnia nas od pracy nad naszym małżeństwem?


Kościół, idąc za wskazaniami św. Pawła, pokazuje nam pewien ideał chrześcijańskiego małżeństwa, którego celem jest nie tylko zrodzenie i wychowanie dzieci (jak się powszechnie sądzi), ale i jakość relacji między małżonkami. A ta jedność i komunia pomiędzy nimi dwojgiem posiada również wymiar seksualny.

Święty Paweł w Liście do Koryntian przekonuje, jak ważne jest nasze ciało. Kiedyś powiedział Grekom: nie wolno wam chodzić do prostytutek, bo to, co robicie z nimi, jest grzechem przeciwko własnemu ciału (por. 1 Kor 6, 18b). Warto pamiętać, że w tych czasach nawet żonaci Grecy regularnie korzystali z usług prostytutek. W greckim sposobie myślenia nie było w tym nic niewłaściwego. Niestety, widzę to obecnie także w Hiszpanii, we Włoszech – nawet w małżeństwach katolickich. Mąż ma 45-50 lat, żonę i dzieci, dojeżdża do pracy do Mediolanu, a wracając – zatrzymuje się po drodze u rumuńskiej prostytutki. I nie widzi w tym problemu. Przecież kocha żonę, więc jego zdaniem wszystko jest w porządku. Gdy mówię mu: „To jest problem!” – często nie rozumie, o czym mówię. Nie da się przecież rozciąć siebie na pół – połowę oddać żonie, a drugą połowę prostytutce, zwłaszcza mając w pamięci wyjaśnienia św. Pawła: „czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało?” (1 Kor 6, 16).

Niedoceniony seks

Celibatariusz św. Paweł został kiedyś zapytany przez pary, które chciały żyć jak aniołowie, o wstrzemięźliwość seksualną w małżeństwie. Odpowiedział im: „Możecie powstrzymać się od seksualnego wymiaru waszej relacji, ale przy spełnieniu trzech warunków”. Najkrócej można je scharakteryzować tak:

1. Małżonkowie muszą o tym zadecydować wspólnie. Hm, praktyka życia pokazuje, że z reguły to jedna z osób podejmuję taką decyzję i komunikuje ją drugiej.

2. Na krótki czas. Wydaje mi się, że św. Paweł miał na myśli kilka dni, maksymalnie kilka tygodni.

3. Ta decyzja musi mieć motywację duchową – aby mąż lub żona mogli się oddać modlitwie. Jeśli np. mąż powie: „W ciągu najbliższych 2 tygodni będę przechodził szczególny czas. Chciałbym więcej się modlić, bo czuję, że potrzebuję tego czasu na relację z Bogiem. Jeśli się na to zgodzisz, przez te 2 tygodnie nieco się od ciebie oddalę”. Jeśli żona wyrazi zgodę – wszystko jest w porządku.


Jak widać, jest to szczególna sytuacja, bardzo rzadka w życiu małżeńskim, ponieważ ten wyjątek jest obwarowany trzema warunkami, które muszą być spełnione równocześnie. Przyznajmy sobie uczciwie – nie jest to praktyka postępowania zbyt wielu par. Szczerze mówiąc, w wielu małżeństwach seks prawie nie istnieje – a szkoda, ponieważ pokazuje prawdę o ich miłości. Unikanie relacji fizycznej jest sposobem na „zamiatanie pod dywan” wielu problemów i przyzwolenie na to, że pozostaną nienazwane. Może jestem tu seksistą, ale wydaje mi się, że ten problem częściej dotyczy kobiet. Prawdopodobnie spowodowane to jest faktem, że nie da się oddzielić otwarcia się na męża na poziomie ciała – od otwarcia się na poziomie wewnętrznym. Kobieta nie potrafi zrobić czegoś ze swoim ciałem, nie biorąc w tym udziału całą sobą; dla mężczyzny jest to łatwiejsze. Ale Bogu zależy na tym, aby małżonkowie byli spójni wewnętrznie, jednolici i aby żyli w głębokiej jedności.

Uczucia rządzą światem

Współczesny świat przywiązuje wielką wagę do uczuć, nawet w odniesieniu do wiary. Ale jeśli poczytamy biografię Matki Teresy z Kalkuty – przekonamy się, że przez 40 lat nie przeżywała swojej wiary na poziomie uczuć. Sądzę więc, że powinniśmy tutaj wrócić do biblijnej koncepcji miłości, która nie wyczerpuje się w miłości wyłącznie romantycznej. Miłość przejawia się głównie w czynach – oznacza więc wytrwałość i stabilność w czasie prób.

Współczesna kultura przekonuje nas, że miłość też polega na uczuciach. Czasem słyszę: „Skoro już nie kocham mojego męża, to powinnam się rozwieść. Jak mogę żyć z kimś, do kogo nic nie czuję?”. Z doświadczenia wiem, że problem jest zwłaszcza, gdy nie czuje nic do swojego męża, a czuje do kogoś innego… Ten sposób myślenia czyni uczucie miarą wszystkiego, nawet miarą ważności przysięgi małżeńskiej. Dlatego podczas przygotowań do ślubu powinniśmy podkreślać, że gwarantem miłości nie jest to, co czujemy w dniu ślubu, ale moje słowo, które daję tej drugiej osobie. Moje zobowiązanie do wierności obejmuje nawet te momenty, gdy nic nie będę czuł do żony, gdy nie będzie we mnie radości ani żadnego upodobania, gdy nasze małżeństwo będzie doświadczało „nocy ciemnej”. Dokładnie tego samego doświadczał Jezus w ogrodzie Getsemani! Wtedy nie było w Nim żadnych wzniosłych uczuć, żadnej radości itp. Oczywiście ludzkim odruchem jest ucieczka od takich sytuacji i pragnienie uniknięcia cierpienia – więc w przypadku Jezusa była to walka przeciwko uczuciom.

Ale z drugiej strony, należy pamiętać, że uczucia na pewnym etapie miłości są bardzo ważne – w ogóle uczucia nie są niczym złym. Nie udzieliłbym ślubu parze, w której jedno z narzeczonych powiedziałoby mi, że nic nie czuje do drugiego. To byłoby co najmniej dziwne w tym kontekście i nie sądzę, żebym w to uwierzył.

Zwycięzcy i… single?

Gdy moja przyjaciółka, mama trójki dzieci, przechodziła w swoim małżeństwie kryzys – w pewnym momencie była nawet z mężem na granicy separacji. Ale nie zdecydowali się na ten krok, a ona wyjaśniła mi potem, że w przetrwaniu kryzysu pomógł jej przykład własnych rodziców. Jej mama przez 18 lat była alkoholiczką, a jednak tata przy niej wytrwał (potem przestała pić i dziś jest całkowicie wolna od nałogu). Wielu mężczyzn na jego miejscu dawno już by odeszło, a jednak tata walczył o nią z miłością i prawdziwą odwagą. I wygrał.

Współczesne społeczeństwo wysyła nam dwa sprzeczne komunikaty. Pierwszy to: musisz się zrealizować w życiu, postaw siebie na pierwszym miejscu, twoje szczęście jest w twoich rękach, realizuj swoje marzenia, rób karierę! A kobiety w krajach zachodnich odbierają ten przekaz szczególnie jasno: myśl przede wszystkim o sobie, bądź autonomiczna! Nikt nie dostrzega, że to prowadzi do… samotności, bo nie pomaga ludziom tworzyć bliskich relacji ani wiązać się ze sobą na stałe.

Ale istnieje jeszcze drugi komunikat: jeśli jesteś sam, jesteś przegrany; każdy powinien mieć kogoś w życiu. Stawiając sprawę bardziej dosadnie: musisz mieć jakieś życie seksualne, bo jeśli nikt cię nie chce – jesteś nic nie wart. Dla katolików z krajów zachodnich, którzy zbliżają się do trzydziestki, ten komunikat to duże wyzwanie. Świat brutalnie ich ocenia i uznaje, że mają poważny problem, skoro nie mają żadnych przygód seksualnych. „Jesteś sama i nikogo nie masz? O, jakie to musi być dla ciebie bolesne…”

Gdy małżeństwo w kryzysie podejmuje separację, od razu znajdzie się ktoś usłużny, kto zacznie przekonywać któreś z małżonków: „Znajdź sobie kogoś! Nie możesz przecież zostać sam”. Społeczeństwo żyjące taką wizją nie rozumie, że bycie samemu to nie problem. Jeśli mam przyjaciół, wiarę, kościół, pracę, a nawet dzieci – to nie jest samotność, ale spełnione życie! Ale takie oceny dla osób „samotnych nie z wyboru” bywają bardzo bolesne, nawet jeśli nie są wyrażone wprost. Niektórzy mają z tego powodu wręcz poczucie winy. Rozmawiałem z wieloma kobietami, które myślą, że coś jest z nimi nie w porządku, skoro dotąd nie wyszły za mąż. Kościół jest pełen takich trzydziestolatków – mądrych, wartościowych i samotnych. Musimy więc uświadomić sobie pewien fakt: żaden człowiek nie jest połową jakiejś całości. Jest niepowtarzalną jednostką, ma swoje życie i nie jest zobowiązany wchodzić w żaden związek. I nie musi czuć się winny, jeśli nie wchodzi. Związek małżeński to coś pięknego, ale bez niego też można prowadzić szczęśliwe życie – to nam gwarantuje nasz chrzest! Jeśli więc do dziś się nie ożeniłeś (a w historii twojego życia nie było nikogo, z kim chciałeś spędzić resztę życia) – idź dalej! I nie daj sobie wmówić, że będziesz przez to mniej szczęśliwy!

Marc Rastoin SJ
Wysłuchała Anna Lasoń-Zygadlewicz