Uratuj swoje małżeństwo
Wprost nie wypuszczałam z ręki koronki do Bożego Miłosierdzia w najostrzejszej fazie kryzysu i przetrwaliśmy, choć było trudno. Bo małżeństwo to nieustanna praca nad sobą, bez chwili przerwy. Dla wspólnoty „Sychar” nie ma małżeństwa, którego nie da się uratować.
Problemy z komunikacją lub jej brak w małżeństwie, zbyt długa nieobecność jednego z małżonków, nieumiejętność oderwania się od rodziców, kryzys wiary, zdrada, nałogi, przemoc. Jak mówią ludzie ze Wspólnoty Trudnych Małżeństw „Sychar”, wiele osób nie jest dojrzałych na tyle, by po ślubie wziąć na siebie wszystkie małżeńskie obowiązki. We wspólnocie ratuje się rodzinę w najróżniejszych trudnościach i fazach kryzysu.
Można się wypłakać
Pomoc w „Sycharze” polega przede wszystkim na wsparciu osób znajdujących się w podobnej sytuacji i mających katolicki system wartości. Tutaj można wypłakać trudne sprawy i wraz z innymi konstruktywnie podejść do problemu, można skorzystać z terapii, warsztatów. Ale najważniejsze jest odkrywanie głębi sakramentu małżeństwa.
– W działaniach opieramy się na przekonaniu, że każde sakramentalne małżeństwo w każdej fazie kryzysu jest do uratowania – wyjaśnia ks. Paweł Dubowik, krajowy duszpasterz wspólnoty. – Nie wchodzimy w mentalność rozwodową proponującą ucieczkę od problemu, ale dokładamy wszelkich starań, by pary weszły na drogę wewnętrznego uzdrowienia.
Silni, świadomi i odważni
– W naszym związku brakło świadomości, że Bóg podczas sakramentu małżeństwa realnie wszedł w nasze życie – mówią Anna i Paweł, małżonkowie z siedmioletnim stażem. – Dopiero gdy pozew rozwodowy był na wokandzie, zaprosiliśmy Go, każde na własną rękę, do naszego życia, prosząc o interwencję. Od tamtego momentu zaczęliśmy spotykać na naszej drodze ludzi i doświadczać wydarzeń, które zmieniały nasz sposób myślenia.
– We wspólnocie mocno podkreślamy, że małżonkowie nie są w związku sami, lecz jest z nimi obecny Chrystus, że w modlitwie mogą się odwołać do łask płynących z sakramentu – mówi ks. Paweł Dubowik. – Z drugiej strony, że muszą podjąć konkretną pracę nad swoim małżeństwem, korzystając z odpowiednich narzędzi, które podpowiada im nauka. Nie da się uratować małżeństwa, mówiąc jedynie Panu Bogu: «Ratuj», ani też postanawiając, że naprawi się je samemu, bez Bożej pomocy.
W pracy nad sobą pomagają m.in. warsztaty „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia”, oparte na programie dla osób uzależnionych i dostosowane do rozwoju duchowego małżonków (narzeczonych). Obejmują takie umiejętności jak poznanie samego siebie, siebie w relacji do drugiego i do Pana Boga i pracę nad sobą.
– Często widzę zmiany, jakie zachodzą w ludziach – mówi ks. Paweł. – Ze słabych i zagubionych stają się silni w wierze, samoświadomi i odważnie podchodzą do życia.
Bóg i terapia
– Naszej intensywnej pracy nad małżeństwem towarzyszyła wspólna regularna modlitwa – mówią Anna i Paweł. – W najostrzejszej fazie kryzysu wprost nie wypuszczałam z ręki koronki do Bożego Miłosierdzia. Mąż podobnie czynił z ewangeliarzem. Jesteśmy przekonani, że bez modlitwy nie dalibyśmy rady. Po półtora roku od podjęcia decyzji o budowaniu małżeństwa jest między nami dużo lepiej. Lepiej się porozumiewamy, a gdy dochodzi do sporów, nie są one tak ostre jak w przeszłości.
W „Sycharze”, oprócz emocjonalnego wsparcia i programów pracy nad sobą, można korzystać z konkretnej pomocy duchowej: różnych form modlitwy, rekolekcji, rozmów z duszpasterzem. Każdy może dołączyć do grupy modlitewnej na Skypie, która spotyka się codziennie (szczegóły na Forum Pomocy „Sychar”: www.kryzys.org).
– Jestem pod wrażeniem osób, które mimo ogromnego bólu i skrzywdzenia potrafią mówić o współmałżonku w sposób pełen ciepła – mówi duszpasterz. – Zadziwia mnie, jak wiele godzin i dni niektórzy potrafią poświęcić, by podźwignąć poranionego człowieka. I jak często zaczyna on potem z radością funkcjonować i staje się lekarzem i świadkiem Bożej obecności dla kolejnych skrzywdzonych.
Świadkowie cudów
Do wspólnoty „Sychar” przychodzą osoby, które czerpią stąd przez krótki czas, i takie, które angażują się w niej przez wiele lat.
– Widzieliśmy we wspólnocie, jak były uzdrawiane małżeństwa, które wydawały się nie do uratowania: jeden ze współmałżonków zawarł drugi, niesakramentalny związek, był uzależniony od alkoholu, stosował fizyczną i psychiczną przemoc – kontynuuje ks. Dubowik. – A po pewnym czasie decydował się na powrót do sakramentalnego związku, dzięki terapii przestawał pić, bić i znęcać się psychicznie. To bardzo ważne, by w trudnych przypadkach odbudowę małżeństwa rozpoczynać dopiero wtedy, gdy krzywdziciel przeszedł nawrócenie i pracuje nad sobą.
– Ważne też, by rozpoczynając naprawę związku, nie robić tego z poczuciem dumy czy wyższości. By szukać także dobra współmałżonka, dążyć do pojednania – mówią Anna i Paweł. – A gdy sprawa rozwodowa jest w sądzie, by przypominać adwokatowi i kontrolować jego działania: aby dążył nie do rozwodu, ale zabiegał o ocalenie małżeństwa.
Sycharowicze podkreślają: gdy podchodzi się do małżeństwa z założeniem, że chcemy być ze sobą na zawsze, to zaczyna się poszukiwać takich rozwiązań i usprawnień, by związek dobrze funkcjonował.
– Nigdy, ani w żartach, ani w złości nie mówmy, że zażądamy rozwodu – mówią. – To niszczy relację ze współmałżonkiem i z Bogiem. I może otworzyć mentalnie i duchowo drogę do takich działań.