Michał Piekara
Peoplemaking. Ocal małżeństwo swojego dziecka, zanim je rozpocznie!
Czy wiesz, że co roku w Polsce rozwodzi się liczba małżonków równa mieszkańcom Oksfordu? Czy wiesz, że w Polsce średnio co 8 minut rozwodzi się jedno małżeństwo? Ilość rozwodów w Polsce osiągnęła taki poziom, że jeśli na grilla zaprosicie dwa zaprzyjaźnione małżeństwa, to możecie stawiać zakłady o to, które się rozpadnie – bo któreś z pewnością. Statystycznie.
Unikalna historia
Każde małżeństwo to niezwykła historia dwojga ludzi, którzy pośród tylu milionów osób odnaleźli właśnie siebie. Pokochali się. To unikalna historia przyjaźni. Wyczekiwania na siebie. Wspólnych pragnień i marzeń o życiu razem. To trzymanie się za ręce, kiedy było ciężko i trzeba się było mierzyć z rozmaitymi trudnościami. To opowieść o stawaniu się rodzicami, o wyczekiwaniu pierwszych kroków, pierwszych słów ukochanych pociech. To obawy w czasie choroby i siedzenie nocą przy łóżeczku dziecka z nadzieją na poprawę zdrowia. To wakacyjne wyjazdy i radość bycia rodziną. To niezwykła historia. I w pewnej chwili zostaje to przerwane przez rozwód, zdradę, głęboki kryzys, brak jedności.
Na co dzień pracuję jako psychoterapeuta w Klinice Małżeńskiej w Krakowie, gdzie spotykam bardzo głęboko zranionych małżonków, towarzysząc im w drodze uzdrowienia ich małżeńskiej relacji. Ta perspektywa uczy mnie, pokazuje, jak wiele bólu i cierpienia w jeszcze nie tak dawno zakochanych w sobie ludziach wnosi kryzys, zdrada, rozwód. Dlaczego o tym mówię? Obecnie znajdujemy się w krytycznym momencie. Rodzina i bliskie jej wartości, takie jak: ofiarność, cierpliwość, bezinteresowność, altruistyczna miłość, znajdują się pod ostrzałem nowych idei i pomysłów na życie.
Ostatni Synod Biskupów (trwał od 4 do 25 października 2015 roku) debatujący nad kondycją rodzin w świecie wyraźnie alarmuje, że obecnie rodziny stają w ogniu walki przeciwko ideom, tendencjom i pomysłom, które są w swojej istocie dla nich zagrożeniem. To, co dotychczas stanowiło fundament społeczeństwa, jest wyśmiewane, krytykowane i – w efekcie – przez wielu odrzucane. Nowe tendencje społeczne budowania związków, takie jak DINKS, single, związki kohabitacyjne, pary jednopłciowe – to wszystko osłabia nasze rodziny. Musimy zdać sobie sprawę, że nasze dzieci narażone są na niespotykaną dotychczas ofensywę nurtów, które zdają się mówić: „Wyluzuj, poczuj się wolny!”, „Jak ci się nie uda – możesz odejść”, „Nic cię przy nim, przy niej nie trzyma!”.
Suma zaangażowania dwojga małżonków
Co to dla nas oznacza? Każdy rodzic chciałby, aby jego dziecko związało się z osobą, która będzie je wspierać, kochać bez względu na wszystko, dbać, troszczyć się. W gruncie rzeczy marzymy o tym, aby nasze dzieci poślubiły kogoś, kto pokocha je tak, jak my sami je kochamy. Chcielibyśmy mieć pokój w sercu, myśląc, że nasze dzieci są po prostu szczęśliwe w swoich małżeństwach. I nie ma znaczenia, w jakim wieku macie Państwo dzieci – bowiem na każdym etapie możemy przygotowywać je do tego, by były gotowe na wyzwania, które przyniesie im życie – również w sferze świata uczuć.
Rodzice, kiedy myślą o małżeństwie swoich dzieci, mogą przyjąć dwie postawy oceniające szanse na powodzenie przyszłego małżeństwa dziecka. Są one wyrażone w pytaniach:
„Przyjrzyj się! Czy on/ona będzie potrafił/a obdarzyć cię miłością?”
„Zobacz, czy ty będziesz potrafił/a obdarzać miłością?”
„Zobacz, czy ty będziesz potrafił/a obdarzać miłością?”
W nasze życie wpisane jest pragnienie, by kochać i być kochanym. Podobnie nasze dzieci tego oczekują, pragną i do tego dążą. Chcą kochać i być kochanymi. Zwykle jednak rodzice troszczą się o to, by dziecko było kochane, rzadziej myślą o tym, czy ich dziecko nauczyło się, jak powinno się kochać. Małżeństwo jest sumą zaangażowania dwojga małżonków. Dlatego właśnie szczęście w małżeństwie zależy od postaw obojga. Jako rodzice nie mamy wielkiego wpływu na to, czy ukochany naszej córki lub ukochana naszego syna będą potrafili kochać nasze dziecko. Jednak mamy olbrzymi wpływ na to, czy nasze dziecko będzie potrafiło się angażować, przebaczać, nie chować urazy, dobrze i konstruktywnie rozmawiać.
Dzieje się tak dlatego, że rodzina jest szkołą, w której dzieci uczą się, jak budować związki miłości. Peoplemaking – to dziwaczne słowo znalazło się w tytule tego artykułu. Posłużyła się nim Virginia Satir, jedna z najbardziej znanych terapeutów rodzinnych, która położyła solidne fundamenty pod terapię rodzin, koncentrując się na komunikacji. Peoplemaking – to termin, który określa zadanie, funkcję i przeznaczenie rodziny – zradzanie człowieka, tworzenie człowieka, wychowywanie człowieka, które odbywa się w rodzinie. To tu dziecko uczy się, jak kochać, przebaczać, przyjmować przebaczenie, jak radzić sobie z konfliktami i jak mierzyć się z trudami.
Każdy z nas nosi swój plecak
Zachęcam do zobaczenia, jak to wygląda w Państwa życiu. W dużej mierze nasze małżeństwa są przedłużeniem wyuczonych sposobów na budowanie relacji wyniesionych z domu rodzinnego. Oczywiście to nie determinizm. Nie byłoby prawdą powiedzenie, że kopiujemy w całości model budowania relacji naszych rodziców, ale ma on wpływ na to, jak wyglądają dziś nasze relacje małżeńskie.
Czy złapałaś się kiedyś na tym, że podczas kłótni powiedziałaś coś z ironią do swego męża, zupełnie tak, jak czyniła twoja matka w stosunku do ojca? Czy przyłapałeś się kiedyś na tym, siedząc w pracy do późnych godzin nocnych, że praca jest dla ciebie tak ważna, jak była dla twego ojca, choć zawsze denerwowało cię, że jest on ciągle nieobecny? Każdy z nas nosi plecak. Wyjątkowo ważny, niezwykle pojemny, który dźwigamy całe życie. Od najmłodszych mnienia, doświadczenia i obserwacje. Znacznie rzadziej udaje się nam coś wypakować. A co najważniejsze, nie mamy wielkiego wpływu na to, jaka będzie zawartość tego plecaka. Kiedy wreszcie okazuje się, że mamy na to wpływ, niemal niemożliwe jest dostanie się do tego, co latami było tam wkładane. Myślę o bagażu doświadczeń, które wynosimy z własnego domu rodzinnego. Wśród wielu prawd o rodzinie, możemy powiedzieć i tę, że nikt z nas nie miał wpływu na to, w jakiej rodzinie się urodzi. Pewnego pięknego dnia otwierasz oczy i widzisz nachylających się, uśmiechniętych ludzi, którzy każą mówić do siebie „mamo” i „tato”. I po prostu to akceptujesz. Przez pierwsze lata swego życia, początkowo zupełnie nieświadomie, a z czasem z coraz większym zrozumieniem, obserwujesz swoich najbliższych. Wszystko. Nic nie umyka twej uwadze. I tak się uczysz, jak rozwiązywać konflikty, jak ze sobą rozmawiać, jak się szanować i jak okazywać różnorodne uczucia. I tak przez lata. Któregoś dnia zaczynasz mieć swoje ideały i konfrontujesz zachowanie swoich rodziców z tym, co uważasz za słuszne i dobre. Coś ma szansę się w twoim życiu zmienić. Życie toczy się dalej. Poznajesz wspaniałych ludzi. Spotykasz swojego przyszłego małżonka. Stajesz na ślubnym kobiercu z sercem pełnym marzeń. „Wreszcie – myślisz – jest czas na realizowanie ideałów. Będę inna niż moja matka”. „Pokażę ojcu, że można być lepszym mężczyzną niż on sam był”. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, twój współmałżonek powie któregoś dnia: „Zachowujesz się jak twój ojciec” albo: „Jesteś zupełnie jak twoja matka!”. Buntujesz się. Jednak po chwili namysłu stwierdzasz, że faktycznie jesteś wykapaną mamą lub tatą. Co więcej, fakt ten dotyczy również twojego współmałżonka. Okazuje się, że wasi rodzice mieli na was większy wpływ, niż być może się do tej pory spodziewaliście. I co dalej? Możesz się na to wściekać, tupać nogami i kląć na czym świat stoi. Ale to niczego nie zmieni. Możesz również obserwować siebie i zaakceptować ten stan rzeczy. Wybór należy do ciebie. Z moich obserwacji wynika, że każdy próbuje najpierw z tym walczyć, ale to walka z wiatrakami. Plecaka nie da się ot tak, po prostu, wypakować i zapakować na nowo tym, co ci odpowiada. Świadomość powtarzalności tych zachowań oraz wpływu rodziców na twoje życie pozwala ci podjąć decyzję i dokonać wyboru, co z tym zrobisz.
Zdolność kochania drugiego człowieka, to, jak odnosimy się do ukochanych ludzi ma swoje źródło w miłości, której nauczyła nas rodzina. Innymi słowy, to, w jaki sposób okazywali sobie miłość twoi rodzice (czy byli względem siebie serdeczni, pełni pokoju i radości, czy też szukali zwady, nieustannie sobie docinali i kłócili się) ma wpływ na to, jak wygląda twoja relacja z mężem. Podobnie to, w jaki sposób traktujesz twoją żonę, ma swoje korzenie w sposobie, w jakim odnosili się do siebie twoi rodzice.
Jeśli dostrzegasz, że faktycznie swoją postawą uczyli cię tego, jak ty teraz odnosisz się do ludzi, również tych najbliższych, to czas pójść dalej. Jak ocalić małżeństwo swego dziecka, zanim je rozpocznie? Odpowiedź: dawać mu dobry przykład, budując swoje małżeństwo, które ma być pełne miłości, radości i zaangażowania. Brzmi banalnie? Czasem nie widzimy lasu, bo zasłaniają nam go drzewa. Potrafimy nie dostrzegać najważniejszych prawd, bo one wcale nie są ukryte. Choć tego byśmy się spodziewali. Bo tak, jak tobie wkładano do plecaka bagaż mechanizmów obronnych, postaw i wartości, tak teraz ty pakujesz plecak swego dziecka. Czy tego chcesz, czy nie, ponieważ dziecko patrzy na ciebie, na twoją małżeńską relację. Dlatego zapraszam cię, byś przyglądał się kondycji swojego małżeństwa i temu, jakie wzorce budowania relacji przekazujesz swojemu dziecku. Ponieważ to również od zdolności do kochania twojego dziecka będzie zależało szczęście w jego przyszłym małżeństwie. Zmiana zaczyna się dziś, nie jutro.
Michał Piekara
4/2014 SALWATOR