Nie tylko „grzeczni chłopcy” chodzą w mocy Ducha
Czytam ostatnio dość dużo o charyzmatycznej stronie Kościoła. Szczególnie z niezwykłą estymą pochłaniam charyzmatykożerne poglądy, które ich autorów przenoszą w dziecięcy świat „krzywego zwierciadła”, kreując zupełnie inną rzeczywistość od tej, która faktycznie jest.
Można na dobre utkwić w takim świecie i nie chcieć z niego wyjść, karmiąc się absurdalnością miast prawdziwością, niczym w przypadku bulimii, kiedy nawet sterczące z wychudzenia kości nie są wystarczająco wyrazistym i ostatecznym znakiem, że dość katowania się niejedzeniem.
W charyzmatykożerczym świecie „krzywego zwierciadła” powstają kompletnie „nowe” wizje charyzmatyków (powinni być idealni, nieskazitelni, przynajmniej niczym półbogowie); całkowicie „nowe” koncepcje ich miejsca w Kościele (dość powszechne staje się jak najszybsze wycięcie ich niczym raka); oraz totalnie „nowa” historia Parakleta (działa tylko w pobożnych KK i pełne miłości spojrzenie kieruje tylko na pobożnych KK).
Tymczasem, i na szczęście, wedle Biblii nie wszyscy, na których spoczywał Duch Pana, byli „grzecznymi chłopcami”. Nie był nim Jefte Gileadczyk (Sdz 11,29). Po wygnaniu go z domu przez przyrodnie rodzeństwo uciekł daleko od swoich braci i mieszkał w kraju Tob. Przyłączyli się do niego jacyś nicponie i z nim wychodzili do walki (Sdz 11,3). Owi „nicponie” (jak ich dobrotliwie określa Biblia Tysiąclecia) to „reqim”, czyli „puści”, „próżni”, „bez zasad”, „frywolni”. Taki był Jefte, takie towarzystwo i życie mu odpowiadało. A Bóg miał plan, by i nad łotrem był Jego Duch, by tę jego pustkę wypełnić i ukochany naród przy pomocy łotra wyzwolić.
Duchem Pana, chociaż w dość specyficzny sposób, został owładnięty także „niegrzeczny” Samson. Był upragnionym i długo oczekiwanym synem, i jak donosi autor Księgi Sędziów: Duch Pana zaś począł na niego oddziaływać w Obozie Dana między Sorea a Esztaol (13,25). To oddziaływanie Ducha Pana od początku było dla Samsona trudnym doświadczeniem (według tekstu hebrajskiego było „niepokojeniem go”). Na kolejnych kartach jego historii czytamy – w nazbyt zmiękczonym tłumaczeniu – iż Duch Pana opanował Samsona (Sdz 14,6.19; 15,14). Dosłownie jednak Duch Pana „przedarł się siłą”, dokonał swego rodzaju szturmu, wymusił wejście w Samsona. Śledząc jego życiorys, on również nie był „grzecznym chłopcem”, ale Pan zechciał być w szczególny sposób w nim i przez takiego, jakim był, działać.
Pomysł Boga na duchowe wzrastanie ludzkości wymyka się spod jej tendencji do zakrojonej na szeroką skalę kontroli. Jednym z tych Bożych pomysłów są wspólnoty charyzmatyczne, już dawno rozpoznane przez najważniejsze gremia Kościoła jako dar Parakleta. Nie ma u charyzmatycznych ludzi doskonałych. Są nimi i „niegrzeczni chłopcy”, i „niegrzeczne dziewczyny” – grzesznicy, którzy nie mniej niż należący czy nie należący do innych wspólnot Kościoła, popełniają mnóstwo błędów. Ale to oni zostali „porwani” przez Boga do charyzmatycznych i oni stają się odważnymi zwiastunami Dobrej Nowiny. Zbyt długie tkwienie w sali z „krzywym zwierciadłem” powoduje, iż zdeformowany i fałszywy obraz staje się „jedyną, najprawdziwszą i najmłdjsą” charytyzmatykożerną prawdą. Wówczas jednak jawny bunt wobec suwerennej decyzji Boga o posyłaniu swego Ducha także do „niegrzecznych”, czy do „niekatolickich”, jest tylko kwestią czasu.